Lo siedziała na obitym brązowym skórą fotelu. Gabinet doktor Bance w niczym nie przypominał tych surowych, szpitalnych pomieszczeń. Ściany koloru kawy z mlekiem i beżowy dywan sprawiały, że całość wyglądała niezwykle przytulnie. Nie był to ten sam, obskurny szpital, w którym prawie 4 lata temu zdiagnozowano u niej niewydolność wątroby. Prywatna klinika, znajdująca się na obrzeżach Londynu była pierwszym miejscem, do którego udali się jej rodzice. Wszyscy zapewniali, że jest to jeden z najlepszych tego typu ośrodków w Europie. I nie mylili się. To tutaj Lo przeszła skomplikowaną operację usunięcia jednego z płatów, tutaj wykonywano szereg szczegółowych badań i właśnie w tym miejscu robiono wszystko, by jak najdłużej utrzymać ją przy życiu. Lubiła tu przyjeżdżać. Pomimo bólu jakiego doświadczała za każdym razem, pomimo tego całego dyskomfortu i nieprzyjemności. Ponieważ dla wszystkich pracujących w tej klinice ludzkie życie było najwyższą wartością.
Mahoniowe drzwi otworzyły się delikatnie i do środka weszła wysoka kobieta. Była niezwykle szczupła, a brązowe włosy zawsze spinała tak samo- w zgrabnego koczka, tuż przy karku. Spoglądała pogodnie zza dużych okularów. Wiecznie uśmiechnięta i życzliwa.
-Przepraszam, że musiałyście czekać, ale potrzebowano mnie na sali operacyjnej- wyjaśniła kilkuminutowe spóźnienie.
-W porządku, Helen- pani Shearer uśmiechnęła się pogodnie. Spędziła tutaj tak dużo czasu, że zdążyła zaprzyjaźnić się z lekarką.
-Lo- zwróciła się do blondynki. -Widzę, że już jesteś gotowa- zmierzyła wzrokiem jej białą koszulkę. Procedury wymagały założenia specjalnych ubrań przed każdym badaniem. -Zacznijmy.
Dziewczyna podniosła się z miejsca, wygładziła ubranie i skierowała się do wyjścia. Za drzwiami czekała już pielęgniarka, która lekkim skinięciem głowy kazała jej usiąść na wózku. Lo przewróciła oczami z poirytowania. Nienawidziła, gdy traktowało się ją jak oblężnie chorą. Mogła swobodnie, o własnych siłach przejść do wyznaczonej sali. A ten wózek, ta przesadnie uśmiechnięta pielęgniarka odbierali jej tą cząstkę normalności, o którą tak zaciekle walczyła.
Dziewczyna podniosła się z miejsca, wygładziła ubranie i skierowała się do wyjścia. Za drzwiami czekała już pielęgniarka, która lekkim skinięciem głowy kazała jej usiąść na wózku. Lo przewróciła oczami z poirytowania. Nienawidziła, gdy traktowało się ją jak oblężnie chorą. Mogła swobodnie, o własnych siłach przejść do wyznaczonej sali. A ten wózek, ta przesadnie uśmiechnięta pielęgniarka odbierali jej tą cząstkę normalności, o którą tak zaciekle walczyła.
Gdy znaleźli się pod odpowiednimi drzwiami, Lo natychmiast zeskoczyła z tego cholerstwa, nie pozwalając doprowadzić się do łóżka. Pani Shearer położyła dłoń na jej ramieniu, kręcąc z niezadowoleniem głową. Doktor Bance ruchem ręki zaprosiła je do środka. Blondynka nie potrzebowała żadnych instrukcji, doskonale wiedziała co ma robić. Położyła się więc na łóżku, podciągnęła koszulkę do góry i cierpliwie czekała. Brązowowłosa kobieta chwyciła w dłonie białą tubkę, a Lo poczuła na swojej skórze przyjemne uczucie chłodu. Lekarka delikatnie rozsmarowała żel i zaczęła jeździć po brzuchu specjalnym urządzeniem, dokładnie w miejscu, gdzie znajdował się tatuaż przedstawiający zegar i podłużna blizna. Kobieta z wielką intensywnością wpatrywała się w obraz widniejący na monitorze.
-Nie widzę żadnych niepokojących zmian- powiedziała, odkładając przyrządy na swoje miejsce. -Kiedy ostatni raz miałaś atak?
-Dawno. Jakieś cztery miesiące temu, może później- odpowiedziała, odgarniając z czoła niesforne kosmyki włosów.
Doktor Bance spojrzała na nią niespokojnie, a tubka z żelem, która przed chwilą znajdowała się w jej dłoniach, teraz leżała na podłodze. W pomieszczeniu zapanowała grobowa cisza, przerywana przyspieszonym oddechem pani Shearer. Coś było nie tak.
-Helen- rzuciła kobieta z wyraźnie odczuwalnym strachem.
-Myślałam, że mamy jeszcze trochę czasu- wyszeptała, wpatrując się tempo w przestrzeń. -Twoja choroba wchodzi w ostatnie stadium.
-I to oznacza że?- Lo poruszyła się niespokojnie.
-To, że nie miałaś ataku tak długi czas było tylko ciszą przed burzą. Teraz będą częstsze i bardziej intensywne. Mogą trwać nawet kilka dni- oczy blondynki otworzyły się szeroko. Już teraz bóle były ciężkie do zniesienia. Nie wyobrażała sobie, że będzie jeszcze gorzej. -Będziesz też mieć coraz częstsze problemy z przyjmowaniem posiłków. Wątroba będzie się kurczyć, nie będzie w stanie trawić niektórych składników. Musisz teraz bardzo uważać na swoją dietę.
-W porządku- powiedziało Lo, uśmiechając się nieznacznie.
-W porządku?!- pani Shearer nie wytrzymała, wszystkie duszone do tej pory emocje wypłynęły na zewnątrz. -Właśnie dowiedziałaś się, że będzie coraz gorzej i mówisz, że jest w porządku?! Nie, nie, nie- kobieta zaczęła histerycznie krzyczeć. -Powinno się dać coś zrobić, jakiś to naprawić. Helen, jesteś najlepsza, wyleczysz ją, prawda?- podeszła do lekarki i potrząsnęła ją za ramiona. -To jest nie fair, że będzie cierpieć, że będzie ją boleć. To wszystko nie jest w porządku! A potem… I ona... Chcę tylko jej pomóc. I nie potrafię. Nie zniosę tego wszystkiego- chwyciła córkę za rękę i zaniosła się przerażającym płaczem.
Lo siedziała nieruchomo na łóżku. Pierwszy raz od 4 lat widziała matkę w takim stanie. Była nieobecna, przestraszona. Jakby dopiero teraz to wszystko do niej dotarło.
-Mamo- blondynka przyciągnęła ją do siebie i zaczęła głaskać po głowie.
Po chwili do sali wbiegły dwie pielęgniarki, uprzednio wezwane przez panią doktor i delikatnie odciągnęły kobietę.
-Dajcie jej coś na uspokojenie- poleciła swoim podopiecznym. -Lo- zwróciła się do blondynki, gdy zostały same.
-Naprawdę jest w porządku- uśmiechnęła się szczerze. -Przecież wiedziałam, że to się kiedyś stanie. Że im bliżej końca, tym będzie ze mną gorzej.
-Chciałabym, żebyś przychodziła na wizyty raz w miesiącu. I żebyś dzwoniła, jak coś złego będzie się dziać- kobieta chwyciła jej dłoń. -Na razie nie powinno być tak krytycznie. Niepotrzebnie was nastraszyłam. Miej zawsze przy sobie zapas lekarstw, unikaj stresujących sytuacji i dbaj o siebie- dodała. -Musimy umówić się na laparoskopie.
Dziewczyna skrzywiła się. Nienawidziła tego zabiegu. Było to chyba najnieprzyjemniejsze uczucie, jakiego doświadczyła.
-Mogę już iść?- zapytała jedynie, a brunetka pokiwała twierdząco głowa.
Zeszła z łóżka i czym prędzej skierowała się do wyjścia. Chciała wrócić do domu, skończyć czytać książkę, posłuchać ulubionej muzyki. Potrzebowała zapomnieć o tym wszystkim, po prostu przestać myśleć. Pragnęła wrócić do swojego normalnego, nudnego życia, w którym wszystko było w porządku.
~*~
Treść książki wciągnęła ją na tyle, że już od dobrych kilku godzin siedziała na kanapie, wręcz pochłaniając kolejne strony. Z telefonu leciały leniwie nuty jednej z piosenek Bastille, a na jej kolanach spoczywał parujący kubek, wypełniony przepyszną truskawkową herbatą. W tym momencie nic więcej nie było jej potrzebne do szczęścia.
Nagle w pomieszczeniu rozległ się dźwięk przekręcanego klucza i do środka wpadła brunetka, a wszystkie siatki i torby, które trzymała w ręku wylądowały na ziemi.
-Nie wstawaj. Poradzę sobie- powiedziała Zoey, zabierając się za sprzątanie.
-Nawet nie miałam zamiaru- odpowiedziała Lo, nie podnosząc wzroku zza lektury.
Brunetka westchnęła przeciągle i szybko uporała się z bałaganem.
-Babcia wyjechała. Wracam do siebie- oznajmiła, trzymając w dłoniach dużą torbę i pakując do niej wszystkie swoje rzeczy, które walały się po mieszkaniu.
-Yhy- mruknęła jedynie, na co Zoe przewróciła oczami.
-Jak było na badaniach?- przysiadła na kanapie, podkurczyła nogi i wpatrywała się w przyjaciółkę intensywnym wzrokiem.
-Zwyczajnie. Zrobili USG, pobrali krew. Bez rewelacji.
Zoey zmarszczyła nos i spojrzała na nią podejrzliwie. Znały się tyle lat, że bez problemu potrafiła wyczuć, kiedy coś było nie tak. Doskonale wiedziała, że Lo nie mówi jej całej prawdy. Nie chciała jednak naciskać, zdając sobie sprawę z tego, że to drażliwy temat.
-Napisałaś do Pana Gorącego numer 2?- zapytała podekscytowana.
-Numer 2?- blondynka uniosła brwi w geście zdziwienia, zamknęła książkę i spojrzała na przyjaciółkę.
-Ten z czarnymi włosami, co go spotkałaś na dachu. Normalnie byłby na trzecim miejscu, ale przeniosłam go ze względu na ciebie- wyjaśniła. -Wiesz, że nie mam pamięci do imion.
-Ahaaa- Lo zaśmiała się wesoło. -A numer 1 to...
-Ten łysy z pięknymi, magicznymi, przeszywającymi, brązowymi oczami- powiedziała rozmarzonym głosem. -To napisałaś?
-Nie- powiedziała krótko i zasłoniła twarz książką.
-Lonka!- brunetka jęknęła przeciągle, dając wyraz swojego niezadowolenia.
-Dlaczego miałabym to robić? -zapytała, pociągając łyk herbaty. -Wiesz ile dziewczyn do nich pisze? Mój tweet zaginąłby pośród tych tysięcy. Zresztą, kurde, przeprowadziłam z nimi jeden, głupi wywiad. To nie oznacza, że się zaprzyjaźnimy. I tak pewnie nawet mnie nie pamiętają.
-Oj, widać, że nie przeglądasz Twittera zbyt często- Zoey zaczęła grzebać w torebce. -Bo gdybyś to robiła i gdybyś ich obserwowała, to wiedziałabyś, że- w końcu chwyciła w dłonie poszukiwane urządzenie- Liam i Niall zapytali fanów czy ktoś z nich nie zna nijakiej Catalonii, która mieszka w Londynie i pracuje dla Cosmopolitan -poruszyła sugestywnie brwiami i wręczyła jej urządzenie. -Jesteś głupim ciołkiem.
-Nie mogłaś mi wcześniej powiedzieć?- zapytała lekko poirytowana.
-Sądziłam, że sama na to wpadniesz- wystawiła język i zabrała ze stolika jej telefon.
Lo spojrzała na nią groźnie, ale nie odezwała się ani słowem. Wiedziała, że prośby dotyczące odłożenie jej własności na poprzednie miejsce ugrzęzną w powietrzu, a brunetka nic sobie z tego nie zrobi.
-O- Zoe uśmiechnęła się szeroko. -Nowa wiadomość od Zayn'a Malik'a.
Blondynka rzuciła się w jej kierunku i wręcz wyrwała jej urządzenie, a zdezorientowana dziewczyna nawet nie próbowała stawiać oporu.
Lo czytała kolejne zdania, a kąciki jej ust momentalnie uniosły się ku górze. Napisała krótkie "ok" i z przerażeniem spojrzała na zegarek.
-O cholera. Mam nie całe pół godziny, żeby tam dotrzeć.
-Więc lepiej przestań gadać i zabieraj stąd swój zgrabny tyłek- Zoey popchnęła ją w kierunku drzwi, uprzednio wrzucając telefon i klucze do jej torebki.
Blondynka wsunęła stopy w białe trampki, w pośpiechu narzuciła na ramiona szarą parkę, rzuciła Zo krótkie dzięki i w pośpiechu wybiegła z mieszkania.
~*~
Wskazówki zegara przesuwały się coraz bardziej w prawo, zatrzymując się na trójce. Był już kwadrans po 4, a chłopak nadal siedział sam. Westchnął przeciągle, przeczesał włosy palcami i już miał schodzić na dół, gdy nagle metalowa pokrywa uniosła się do góry, a przed nim stanęła roześmiana blondynka. Miała rozwiane włosy, a jej policzki i nos były lekko zaróżowione od panującego wokół chłodu.
-Przepraszam, nigdy nie mogę wyrobić się na czas- powiedziała na przywitanie. -Ale za późno przeczytałam tą wiadomość, były straszne korki, a potem jeszcze utknęłam w kolejce w kawiarni- dodała szybko i wyciągnęła w jego stronę kubek z kawa. -Nie wiedziałam, jaką pijesz, więc wzięłam pierniczkową. Jest naprawdę dobra, więc pomyślałam, że powinna ci posmakować.
-Uhm, dzięki- uśmiechnął się i odebrał od niej kubek. -Tak właściwie to jedna z moich ulubionych.
Kąciki jej ust uniosły się ku górze. Po chwili przeniosła się na skraj dachu i usiadła na zimnej kostce. Oparła się o barierki, a jej nogi swobodnie zwisały na dół. Zayn dołączył do niej kilka sekund później. Siedzieli w milczeniu, obserwowali wszystko to, co działo się na dole i popijali parujące napoje.
-Miło ci znowu widzieć- blondynka obróciła twarz w jego stronę i obdarzyła go ciepłym uśmiechem.
-Ciebie też- odpowiedział. -Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak ciężko było cię znaleźć.
-Najważniejsze, że wam się udało- zaśmiała się głośno.
-Szukaliśmy na Facebooku, Twitterze, ale to nic nie dawało, bo znaliśmy tylko twoje imię i cały czas wyskakiwało coś związanego z Hiszpanią- zaczął opowiadać, żywo gestykulując przy tym rękami. -Byłem nawet w redakcji, ale jakaś młoda dziewczyna powiedziała, że nikt taki tutaj nie pracuje. W końcu Niall się wkurzył i razem z Liam'em postanowili napisać tweety, pytając czy ktoś cie zna. Kilka osób odpisało, podając nam twój nick. Nawet dziewczyna Louis'a nam pomagała.
-Zdecydowanie powinniście założyć jakąś agencje detektywistyczną- szturchnęła go lekko w bok.
-Myślę, że znacznie ułatwiłabyś nam zadanie, gdybyś sama się odezwała- powiedział, patrząc na nią przenikliwym wzrokiem.
-Chciałam dać wam szanse, do wykazania się- zaśmiała się nerwowo. -Zresztą skąd niby miałam wiedzieć, że chcecie się ze mną skontaktować.
-No proszę cię. To był najfajniejszy wywiad, jaki do tej pory robiliśmy. A uwierz mi, że było ich sporo- wyciągnął z kieszeni paczkę papierosów i jednego z nich wsadził do ust. -Od razu poczuliśmy jakaś dziwną wewnętrzną potrzebę bliższego zapoznania się z tobą. Właśnie, przyjaciel Liam'a robi dzisiaj imprezę i chcielibyśmy, żebyś przyszła.
-To nie będzie jakiś problem? -Lo podniosła głowę i spojrzała na niego niepewnie.
-Nie, no co ty- powiedział szybko. -Andy się zgodził. Zresztą zawsze przeprowadzamy swoich znajomych. Zapewniam, że jego imprezy na długo pozostają w pamięci.
-W takim razie chętnie wpadnę- rzuciła, na co Zayn uśmiechnął się szeroko. -Tylko prześlij mi adres, żebym wiedziała, gdzie jechać. I mogę być trochę później, bo obiecałam pomóc przyjaciółce.
-W porządku- odpowiedział, na co Lo skrzywiła się lekko. Za dużo tego słowa, jak na jeden dzień.
Odłożyli puste już kubki na bok, a blondynka przymknęła powieki i odchyliła głowę do tyłu, łapiąc ostatnie promienie słońca, które teraz delikatnie muskały jej twarz.
-Grobowy humor już ci minął?- zapytała, wspominając ich ostatnie spotkanie.
-Nie, po prostu jak jestem z tobą to nie myślę o tym wszystkim- palnął szybko, a zaraz potem ugryzł się w język, uświadamiając sobie, że powiedział o kilka słów za dużo.
Lo spojrzał na niego zdziwiona, ale zaraz potem uśmiechnęła się szeroko
-W końcu po to tu jestem.
~*~
Liam i Andy właśnie wnosili do salonu ostatnie pudła. Brunet westchnął głęboko i otarł z czoła zabłąkaną kropelkę potu. Głośniki i konsola ważyły naprawdę sporo. Li opadł zmęczony na kanapę, a jego przyjaciel zajął się rozkładaniem sprzętu. Po chwili do pomieszczenia weszła reszta chłopaków, taszcząc ze sobą tabuny siatek i kartonów. Przystanęli w progu, a właściciel domu poinstruował ich, by zanieśli to wszystko do kuchni. Zrobili jak kazał, a Niall w międzyczasie pochwycił w dłonie paczkę orzeszków, które teraz zawzięcie pakował sobie do buzi.
-Żadnego z was pożytku- zrezygnowany Andy spojrzał na czwórkę, rozłożonych na kanapie chłopaków.
-Odpoczywamy- odezwał się Louis. -Robienie zakupów jest na serio potwornie męczące.
Andy przewrócił tylko oczami i zajął się podpinaniem głośników, co nie szło mu zbyt dobrze. W pewnym momencie usłyszeli głośny huk, dochodzący z przedpokoju, a zaraz potem sylwetka Harry'ego pojawiła się w salonie. Nie wyglądał najlepiej. Wręcz kipiał złością, a z jego oczu można było wyczytać tylko żądze mordu.
-Jak mogliście ją zaprosić?!- wykrzyczał głośno, a żyłka na jego czole niebezpiecznie zadrgała.
-Kogo?- Niall popatrzył na niego zdezorientowany.
-Nie zgrywaj idioty- Harry rzucił mi pełne politowania spojrzenie. -Tą całą szopkę związaną z poszukiwaniem jej jeszcze mogłem zrozumieć, ale to?!
-Nie rozumiem jaki masz problem- odezwał się Liam, a ton jego głosu wykazywał totalne znudzenie.
-Po prostu nie lubię tej laski- powiedział oschle. -I nie mogę pojąć dlaczego skaczecie wokół niej jak pieski.
-Też nie lubię tych wszystkich dziewczyn, które się za tobą pałętają, a jakoś muszę znosić ich towarzystwo- odgryzł się Payne. -Zresztą i tak całą imprezę spędzasz w pokoju ze swoim haremem, robiąc Bóg więc co, wiec co za różnica?
-Po prostu nie chce, żeby tu była- wysyczał Styles i ze złości zacisnął dłonie w pięści.
-Kurwa, otrząśnij się w końcu. -Liam wstał z miejsca i stanął tuż przed nim. -Minęło już pół roku. Przestań zachowywać się jak skończony kutas.
Twarz Harry'ego przybrała kolor soczystej czerwieni, a jego oddech gwałtownie przyspieszył. Zayn, widząc, że przyjaciel zaraz wybuchnie próbował jakoś załagodzić sytuacje, ale jego starania poszły na marne.
-Serio, Liam?- powiedział z kpiną w głosie. -Mówisz mi, żebym się otrząsnął, a sam po nocach płaczesz za Danielle.
Tego było już za wiele. Payne, który uchodził za najbardziej opanowanego z nich wszystkich rzucił się z kierunku Styles'a. Zacisnął pięści na jego koszulce i pewnie rozwaliłby mu twarz, gdyby nie Zayn, który w ostatnim momencie odciągnął przyjaciela do tylu. Trzymał go teraz mocno, bo zdenerwowany Liam co chwila próbował się wyrwać.
-Przestańcie- szepnął przerażony Niall.
-Nie, Li ma racje- po raz pierwszy odezwał się Louis. -Ktoś mu musi w końcu uświadomić, że nie jest pępkiem świata, że nie można traktować ludzi jak zabawki i ze nie wszyscy będą robić to, co im każe!- wykrzyczał mu w twarz. -Zrób coś ze sobą, bo ten stary, sympatyczny, zabawny Harry Styles już dawno umarł.
-Przestańcie wpieprzać się w moje życie!- krzyknął tak głośno, że wazon, stojący na stoliku zadrgał niebezpiecznie.
Zielonooki kopnął znajdujący się w pobliżu karton i wybiegł z domu, donośnie trzaskając przy tym drzwiami. Chłopcy popatrzyli na siebie niespokojnie, Zayn próbował uspokoić zdenerwowanego Niall'a, Liam poszedł do łazienki, by trochę ochłonąć, a Lou wpatrywał się tempo w przestrzeń. Wszystko się popsuło, a oni nie mieli pojęcia jak to naprawić.
~*~
O matkooo. W końcu to napisałam. Kilka informacji. Po pierwsze- przepraszam za ten chłam u góry. Totalnie mi to nie wyszło. Początkowo rozdział miał wyglądać całkowicie inaczej, zmieniałam go kilka razy, a i tak nie jestem zadowolona. Stwierdziłam, że nie będę już tam wciskać imprezy, bo znowu wyjdzie mi za dużo ;p Po drugie, jak to uwielbiają mawiać chłopcy A MASSIVE THANK YOU za wszystkie ciepłe słowa. To naprawdę wiele dla mnie znaczy. Jeśli coś wam się nie podoba, to piszcie śmiało. Postaram się poprawić ;d I jeszcze jedna sprawa. Chcecie, żebym dalej dodawała zdjęcia ciuchów Lo, screeny rozmów, różne gify i obrazki? Wydaje mi się, że dzięki temu opowiadanie staje się bardziej realistyczne. Ale decyzja należy do was. Mogłabym też zrobić osobną stronę z tatuażami Lo i opisami, który co znaczy (bo jest ich naprawę sporo) oraz dodać listę 50 postanowień, którą będę stopniowo uzupełniać, jak coś nowego pojawi się w rozdziałach. Dajcie znać co sądzicie. Wiem, co jeszcze! Podawajcie adresy swoich blogów. Obiecuje wpaść, jak tylko znajdę odrobinę wolnego czasu. To tyle. Trzymajcie się ciepło i do następnego ;*