22 lut 2014

Rozdział 8

     Żyjemy w ciągłym stresie, wiecznej bieganinie, nie mając na nic czasu. Przychodzą takie chwile, gdy nasz organizm nie wytrzymuje, zwyczajnie się poddaje. Kiedy zmęczenie i zszarpane nerwy całkowicie wyżerają chęci do życia. Każdy potrzebuje się czasem wyciszyć, zrelaksować, odciąć od problemów. Zbyt dużo informacji, wymagań, przyjemności, wyrzeczeń. Zbyt dużo wszystkiego. I właśnie wtedy potrzeba człowiekowi odpoczynku- tego zwykłego spokoju, ciszy, samotności. Pragnienie bliskości jest w nas naturalnie zakorzeniona, ale to w samotności odnajdujemy siebie. Każdy jej czasem potrzebuje. Bo w tych chwilach osiągamy absolutny spokój wewnętrzny, odzyskujemy indywidualność, składamy swoje życie w całość. I te chwile, w których zapominamy, że wszystko wokół się wali. Te chwile, w których znowu czujemy beztroską dziecięcą radość. To właśnie te chwile dają nam siłę. 
     Czerwony samochód wjechał na żwirową dróżkę, a gęste drzewa otaczały ich teraz z każdej strony. Zayn uchylił lekko okno, a przyjemna, specyficzna woń momentalnie wypełniła wnętrze auta. Zaciągnął się głęboko, przytrzymując powietrze w płucach. Kochał zapach lasu. Przypominał mu te beztroskie dni, gdy w młodości, wspólnie z rodzicami i siostrami wybierali się na górskie wycieczki. Złość na Lo przeszła mu w mgnieniu oka. Teraz był jej naprawdę wdzięczny, że wywiozła go z zatłoczonego Londynu.
     Minęli lekki zakręt, a samochód zaczął stopniowo zwalniać. Po chwili ich oczom ukazał się pokaźnych rozmiarów domek, zbudowany w całości z jasnego drewna. Otaczające go zewsząd drzewa, nadawały ten specyficzny klimat, a przebijające się przez liście promienie słoneczne tylko potęgowały ten obraz. Zayn bez słowa wysiadł z samochodu i stał teraz u stóp kamiennej ścieżki, wpatrując się przed siebie. Lo niepewnie podeszła bliżej, zaniepokojona zachowaniem chłopaka, który teraz wyglądał jak kamienny posąg. Wychyliła się lekko zza jego ramienia, by dostrzec wyraz jego twarzy.
-Jak ci się tutaj nie podoba, to możemy wracać- westchnęła, zmartwiona brakiem jakiejkolwiek pozytywnej reakcji.
Usta Zayn'a momentalnie rozpromienił wielki uśmiech, a po chwili zaśmiał się wesoło, wyglądając przy tym jak mały chłopczyk.
-Nigdzie się stąd nie ruszam- spojrzał na nią zadowolony, a maleńkie iskierki zamajaczyły w jego oczach. -Tu jest niesamowicie- rozłożył ręce, obejmując ją ramieniem i przyciągając bliżej siebie. Drugą dłonią zmierzwił jej blond włosy, na co zgromiła go srogim spojrzeniem. -Dziękuje, że mnie tu przywiozłaś.
-Jeszcze raz zrobisz tak z moimi włosami, a przysięgam, że zostawię cie samego w tej dziczy- wydęła usta w niezadowoleniu, a Zayn tylko roześmiał się głośno.
-Wchodźmy do środka- powiedział, wyciągając z bagażnika swoją torbę. 
Lo skinęła głową i sięgnęła do kieszeni kurtki, wyciągając z niej pęk kluczy.
-Skąd wytrzasnęłaś to miejsce?- zapytał, opierając się o drewnianą ścianę i przypatrując się uważnie jej skupionej twarzy.
-To domek znajomych rodziców. Przyjeżdżaliśmy tu czasem- wyjaśniła, siłując się z zamkiem, tracąc powoli cierpliwość -Agh, jest ich tu za dużo!- wykrzyknęła poirytowana, gdy kolejna próba otworzenia drzwi zakończyła się fiaskiem.
-Pokaż to- Zayn przytrzymał ją w tali odsuwając lekko na bok. Przyjrzał się uważnie kluczom, po czym wsadził jeden z nich w dziurkę. Nacisnął klamkę, a drewniana powłoka momentalnie ruszyła do przodu. Odwrócił się, posyłając blondynce uśmiech pełen tryumfu.
-Skąd wiedziałeś?- fuknęła poirytowana.
-Miał wygrawerowaną literkę W. Stwierdziłem, że to może oznaczać wejście- wzruszył ramionami. 
-Grabisz sobie, Malik- powiedziała groźnie, ale on doskonale wiedział, że to tylko głupie przekomarzanie.
-Nie moja wina, że jesteś mało spostrzegawcza- trącił ją lekko biodrem i pchnął delikatnie, zmuszając tym samym, by w końcu weszła do środka. 
     Znaleźli się w przestronnym salonie, gdzie podłoga i ściany były wykonane z tego samego drewna, co cały dom. Kamienny kominek stanowił centralny punkt pomieszczenia, a ogromne okno, prowadzące na taras i ogródek przyciągało wzrok. Wymieszanie tradycyjności z nowoczesnością tworzyło niesamowity klimat. Wszystko to emanowało zadziwiającym ciepłem i spokojem, tworząc idealne miejsce do odpoczynku. 
Zayn położył torbę na podłodze i od razu rzucił się na wielką kanapę, która wydawała się być szalenie wygodna. Zamknął oczy, rozkoszując się oszałamiającym komfortem.
-Mówiłem już, że tu jest niesamowicie i że ogromnie ci dziękuje?- zapytał, zakładając ręce za głowę.
Blondynka zaśmiała się tylko, podchodząc do niego i klepiąc go lekko po twarzy.
-Jeszcze sobie tu poleżysz, a teraz mnie posłuchaj- powiedziała lekko podniesionym tonem, próbując zwrócić jego uwagę. -Masz pełną lodówkę, zapełniłam też piwnice. Gdyby jednak czegoś ci brakło, nieco ponad kilometr stąd jest sklep, możesz się przejść. Na górze jest kilka sypialni, zajmij tą która ci się podoba. Możesz nawet spać we wszystkich. Na dole...
-Czekaj- chłopak momentalnie usiadł, przerywając tym samym jej wypowiedź. -Nie zostajesz ze mną?
-Uhm, nie- zmarszczyła lekko brwi, będąc odrobinę zakłopotaną. -Za kilka dni wylatuje do Senegalu. To nie miałoby sensu. 
-I co ja tu będę robił sam?- zapytał ze smutkiem, a po niedawnej radości nie został nawet najmniejszy ślad. 
-Jest mnóstwo rzeczy, które możesz robić- usiadła naprzeciwko niego, zarzucając rękę na oparcie kanapy. -Na dole jest basen, w każdej chwili możesz iść popływać.
-Boję się wody- wtrącił niezadowolony.
-Ok- westchnęła przeciągle. -Jest więc biblioteka. Z pewnością znajdziesz coś fajnego. Mają też pokaźną kolekcję filmów i seriali. Konsole, stałe łącze z Internetem- wymieniała, wciąż widząc jego naburmuszoną minę. -Możesz iść na spacer, upić się, spać cały dzień. Na serio nie będziesz się tu nudzić.
-Chciałbym, żebyś została- powiedział dosadnie.
-Nie dam rady, Zayn. Muszę się przygotować do wyjazdu- wyjaśniła mu powoli, jak małemu dziecku. -Zresztą nie mam ze sobą żadnych rzecz- ubrań, bielizny, nawet szczoteczki.
-Pożyczę ci swoje- wypalił, robiąc smutną minę. -No proszę.
-Naprawdę nie mogę.
-Proszę, pyszczku. Zostań chociaż trochę- Zayn zrobił wielkie oczy i wygiął usta w podkówkę.
-Ta mina nie robi na mnie żadnego wrażenia- wzruszyła ramionami, powstrzymując się od wybuchnięcia śmiechem. Wyglądał naprawdę komicznie. 
-Widzisz te smutne oczka?- w jego głosie było tyle smutku, że Lo powoli zaczynała mięknąć. Pokręciła jednak przecząco głową.
-Idę sobie- wstała z miejsca i skierowała się w stronę wyjścia.
-Wiesz, że jestem już bardzo blisko podjęcia decyzji dotyczącej zostania w zespole?- zapytał, uśmiechając się przy tym cwaniacko. -Myślę, że mogłabyś mnie jeszcze ostatecznie nakierować. Pewnie byłoby ci przykro, gdyby twoje poprzednie działania poszły na marne. Gdybym jednak stwierdził, że odchodzę- dodał, wysuwając najcięższą artylerię.
-To szantaż!- wykrzyknęła oburzona.
-Odbieraj to jak chcesz- wzruszył ramionami i opadł na miękkie poduszki, wiedząc, że ma ją w garści.
-No dobra, zostanę- wyrzuciła ręce w górę, całkowicie się poddając. -Ale tylko na trzy dni.
Zayn momentalnie znalazł się przy niej, zamykając ją w żelaznym uścisku, z którego bezskutecznie próbowała się wyrwać.
-Wiedziałem, że to zadziała- przepełniony dumą i z chytrym uśmiechem wymalowanym na twarzy, poluzował nieco ramiona. Lo szybko wyswobodziła jedną rękę, dając mu porządnego kuksańca w żebra. Chłopak syknął z bólu, zginając się w pół.
-To za twoje kretyńskie zachowanie- stanęła z boku, napawając się swoim małym tryumfem. -Więc zostajesz w zespole?- przypomniała sobie jego poprzednie słowa i podskoczyła radośnie, uśmiechając się przy tym szeroko.
-Powiedziałem, że jestem bardzo blisko podjęcia decyzji, a nie, że zostaje- uśmiechnął się bezczelnie, na co Lo przewróciła oczami. -Wszystko w twoich rękach, pyszczku.
     Ten czas upływał im niezwykle beztrosko. Obejrzeli kilkanaście odcinków Family Guy, śmiejąc się przy tym do łez. Zayn znał prawie wszystkie teksty Peter'a, co dodatkowo wprowadziło wesoły nastrój. Lo bez problemu pokonała go w FIFIE, za to chłopak doszczętnie rozwalił ją we wszystkich strzelankach. Spali do południa, obżerali się niezdrowym jedzeniem, słuchali głośno muzyki. Gotowali obiady, a kuchnia wyglądała potem niczym wojskowy poligon. Raz wyszli na spacer i prawie zgubili się pośród gęstych drzew. Zrobili dziesiątki głupich zdjęć, a Zayn nie omieszkał umieścić jednego z nich na Twitterze.
     Poza masą wygłupów i śmiechów, znaleźli też czas na poważne sprawy. Dużo rozmawiali- głównie o zespole. O początkach, zanim jeszcze powstało One Direction. O tym jak pokochał muzykę i ciągle podśpiewywał coś pod nosem. Kiedy siostry waliły w ściany, krzycząc, żeby w końcu się zamknął. O samym dniu przesłuchania, gdy prawie zaspał i wstanie z łóżka było ostatnią rzeczą na jaką miał ochotę. O samym programie, stresie podczas występów, rozczarowaniu, gdy nie dostał się dalej. O ogromnej radości, kiedy połączyli ich w zespół, dając kolejną szansę. Ale też o strachu i niepewności, która temu towarzyszyła. Byli sobie kompletnie obcy, całkowicie inni- z różnymi głosami i charakterami, ale razem stworzyli niesamowicie dobre połączenie. Mówił o uczuciu, które towarzyszyło mu, gdy po raz pierwszy ktoś poprosił go o autograf. Zwykłego chłopaka z Bradford, który nawet nie śmiał marzyć o czymś takim. Zajęli trzecie miejsce i pamięta, jak bał, że to koniec One Direction, że odejdą w zapomnienie. Ale to był dopiero początek. Pierwszy singiel, teledysk, płyta, koncerty, trasa, nagrody. Wszystko pędziło do przodu. Może trochę za szybko, ale radość fanek, wszystkie słowa uznania zapewniały ich, że robią coś naprawdę dobrego. Wspominał wszystkie ważniejsze koncerty i gale, moment, kiedy pierwszy raz usłyszeli swoja piosenkę w radiu i to, jak szybko zżyli się z chłopakami. Byli jak piątka braci, która wspólnie podbijała świat. Obejrzeli wszystkie Video Diary, nie mogąc uwierzyć w to, że nagrywali to zaledwie dwa lata temu.
Śmiali się, gdy Zayn opowiadał o wpadkach podczas występów, wywiadów i o tym, jak uwielbiają się wydurniać przy każdej możliwej okazji. Oglądali masę nagrań, filmików zrobionych przez fanów, śpiewali piosenki z nowego albumu. Szatyn wspomniał też o tych negatywnych aspektach- oszczerstwach, głupich plotkach i fali krytyki, która spływała na nich z każdej strony. O tym, jak powoli uczyli się to ignorować. Ale gdy było tego za dużo i celowało w osoby, na którym najbardziej im zależało, po prostu nie dawali rady. Mówił o tym, co lubi najbardziej w każdym z chłopców i doszedł do wniosku, że chyba nie poradziłby sobie bez nich. Lo obserwowała każdą jego reakcję i to z jaką pasją opowiadał o tym wszystkim. Mogła przysiąc, że ten moment, kiedy Zayn mówił o fanach i o występie na Madison Square Garden, był tym, w którym chłopak podjął ostateczną decyzję. On oddychał muzyką, nie było możliwości, żeby z tego zrezygnował. Chyba w końcu to zrozumiał.

~*~

     Zaczynało się ściemniać, gdy Zayn wpakował do zmywarki ostatni talerz. Z radia leciała radosna piosenka i pomimo tego, że słyszał ją po raz pierwszy, szybko załapał słowa i teraz nucił ją pod nosem. Strzepał ze stołu okruszki, schował sok do lodówki i zabrał się za szorowanie srebrnego garnka, który niestety trochę się przypalił. Przystanął na chwilę, obserwując jak słońce znika za konarami drzew, pozostawiając na niebie pomarańczową poświatę. 
     Te trzy dni spędzone z Lo pomogły mu naładować akumulatory. Przemyślał wiele spraw, zrzucił z siebie pewien ciężar, doskonale się przy tym bawiąc. Żałował, że musi wyjechać, bo uwielbiał spędzać z nią czas, ale te dni spędzone w samotności pozwolą mu całkowicie się zrelaksować i odpocząć. Tutaj, w środku lasu, otoczony jedynie przyrodą, mógł się w końcu wyciszyć, czego tak bardzo potrzebował. 
     Zakręcił wodę i odłożył naczynie na półkę, gdy usłyszał donośny huk. Wytarł mokre ręce o spodnie i pognał do salonu.
-Lo! Wszystko w porządku?- zawołał zmartwiony, stojąc u stóp drewnianych schodów. -Lo!- krzyknął ponownie, nie doczekawszy się żadnej reakcji ze strony blondynki.
-Tak- usłyszał jej stłumione wołanie i coś w jej głosie kazało mu myśleć, że wcale tak nie jest. -Mógłbyś mi przynieść szklankę wrzątku?
-Jasne- odpowiedział zdenerwowany, szybko wracając do kuchni.
     Woda gotowała się chyba całą wieczność, ale w końcu usłyszał charakterystyczny pisk czajnika. Wziął niebieski kubek i udał się na górę, mając przeczucie, że coś jest nie tak.
      Gdy wszedł do pokoju, Lo leżała na podłodze, zwinięta w kłębek, z rękami na brzuchu. Podbiegł to niej szybko, całkowicie spanikowany, kładąc dłoń na plecach. Jej twarz wykrzywiła potężna fala bólu. Zacisnęła mocno powieki, usilnie walcząc z tym, by nie zemdleć. Zignorowała kolejne ukłucie, ostatkami sił uniosła się lekko do góry, próbując sięgnąć po torebkę. Zayn podał ją jej, a ona wygrzebała ze środka kilka fiolek z tabletkami, saszetkę z ziołami, maść i butelkę wody. Nie wzięła ze sobą zastrzyków, musiała więc skorzystać z pigułek, które nie były aż tak skuteczne, a ich silne działanie mogło dodatkowo uszkodzić wątrobę. Wysypała je na dłoń, wraz z kilkoma tabletkami osłonowymi i popiła dużą ilością wody. Zayn pomógł jej oprzeć się o łóżko, gdy zanurzyła zioła w gorącej wodzie. Podciągnęła sweter i rozsmarowała maść w opuchniętym miejscu. Oparła głowę o materac i zamknęła oczy, czekając na zbawienne ukojenie, które powoli zaczęło przychodzić. Zayn przypatrywał się temu wszystkiemu zszokowany, nie będąc w stanie wydusić nawet słowa. Był naprawdę przestraszony, a całkowita niewiedza tylko potęgowała to uczucie.
-Co to było?- zapytał w końcu, a Lo spojrzała na niego zbolałym wzrokiem. 
-Nic takiego. Zwykły ból brzucha- próbowała unormować przyspieszony oddech, a jej głos wciąż był przepełniony cierpieniem.
-Serio, Lo?- prychnął poirytowany. -Przez zwykły ból brzucha człowiek nie umiera z bólu.
-Zayn…- zaczęła, ale uciszył ją lekkim skinieniem ręki.
-To było to samo co u mnie w domu, prawda?- jej milczenie było wystarczającą odpowiedzią. -Jesteś na coś chora?
-Zostaw to, proszę- odwróciła twarz w drugą stronę, błagając w myślach, by sobie odpuścił. 
-Nie, chce wiedzieć- powiedział stanowczo, chwytając ją za podbródek i zmuszając tym samym, by na niego spojrzała.
-Uwierz mi, nie chcesz- ucięła krótko.
-Nie wyjdę stąd, dopóki mi nie powiesz- przysunął się bliżej, chwytając ją za dłonie. -Proszę cię, Lo. Może będę mógł ci jakoś pomóc.
     Rodzina i Zoey byli jedynymi osobami, które wiedziały. Wszyscy inni mieli ją za zdrową, wesoła dziewczynę. Nie chciała, by ktokolwiek patrzył na nią przez pryzmat choroby. Nie chciała, by on tak patrzył. Ale wiedziała, że nie odpuści. Ufała mu i bardzo się z nim zżyła, ale nie wiedziała, czy ta informacja nie będzie dla niego zbyt ciężka. Nie mogła go teraz stracić. Ale postanowiła zaryzykować.
-W porządku- powiedziała cicho, a Zayn uśmiechnął się, zachęcając ją do dalszej wypowiedzi. Wzięła głęboki oddech, próbując jednocześnie powstrzymać drżenie dłoni. -Obiecaj mi tylko, że po tym co usłyszysz nic się między nami nie zmieni- zaczęła, a on pokiwał niepewnie głową. -Chciałabym, żebyś nie patrzył na mnie z litością i strachem. Żebyś się o mnie nie bał, przesadnie nie troszczył. Chciałabym ci nie mówić, trzymać cie w nieświadomości. Ale musisz wiedzieć- zatrzymała się na chwilę, patrząc na jego pełną niepokoju twarz. -Moja wątroba nie działa tak jak powinna. Umieram, Zayn.
     Odetchnęła głęboko, czując, że zrzuciła z siebie ogromny ciężar. Spojrzała na chłopaka, którego brązowe oczy były teraz wielkości spodków. W jego głowie kotłowało się tysiące nowych myśli, a przez ich nadmiar, miał wrażenie, że zaraz eksploduje. Zacisnął mocno powieki, modląc się, by wypowiedziane przez nią słowa okazały się wymysłem jego wyobraźni.
-Co?- zapytał, nie mogąc uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszał.
-Kilka lat temu usłyszałam diagnozę-zostało mi 5 lat życia- powiedziała spokojnie, mocniej ściskając jego dłonie. -To jest właśnie ostatni rok. Najpewniej nie dożyje następnych świat. 
-I mówisz to z takim spokojem?!- wykrzyknął, gwałtownie wstając z miejsca.
-A co mam robić? Płakać i użalać się nad sobą? To mi nie pomoże- spojrzała na niego z dołu, wciąż będąc ekstremalnie opanowaną.
-Nie, to się nie dzieje naprawdę- chłopak nerwowo przeczesał palcami potargane włosy. Zachłannie łapał powietrze, a dolna warga zaczęła mu niebezpiecznie drżeć.
-Zayn, uspokój się- Lo stanęła naprzeciwko niego, delikatnie pocierając dłońmi roztrzęsione ramiona. -Pogodziłam się z tym.
-Ale ja nie- głos mu się załamał przy ostatnim słowie.
     Wybiegł stamtąd, czując, że zaraz rozpłacze się jak małe dziecko. A Lo stała bez ruchu na środku pokoju. Dlatego właśnie nie cierpiała tego robić. Wszyscy reagowali tak samo, a ona już nawet nie była w stanie się tym przejmować. Pogodziła się z tym. Ale nie mogła pozwolić na to, żeby świadomość zbliżającego się końca odebrała jej radość z pozostałych dni. Nie było ich dużo, ale w zupełności wystarczały jej do zrealizowania wszystkich celów. Nie poddała się, nie zamknęła w czterech ścianach, płacząc z bezsilności. To oznaczałoby jej osobistą porażkę. A upadła już tyle razy, że każda kolejna klęska mogła się zakończyć doszczętnym zniszczeniem. Nie mogła pogrążyć się jeszcze bardziej. A wiadomość o chorobie pomogła jej się zmienić. Na lepsze. Pozwoliła patrzeć na otaczający ją świat w zupełnie inny sposób. Dostrzegać te najmniejsze rzeczy, testować swoje granice i we wszystkim szukać pozytywów, bo na smutek i rozpacz nie było czasu. Popełniła w przeszłości wiele błędów i gdyby nie choroba, pewnie powtarzałaby je dalej. A przez te 4 lata żyła mocniej i piękniej niż przez całe swoje życie. Nie chciała, by śmierć była czymś strasznym i przerażającym. Miała być tylko końcem pięknej podróży i poczuciem, że udało jej się w pełni wykorzystać każdą najmniejszą chwilę. 
     Usiadła na łóżku, wiedząc, że jedyne czego Zayn potrzebuje w tym momencie to czasu, żeby to wszystko przetrawić. 

~*~

     Zoey odebrała po kilku sygnałach, a jej uśmiechnięta twarz momentalnie rozbłysła na ekranie laptopa.
-Heeeej, Lonka- zamachała radośnie, a blondynka od razu poczuła się lepiej.
-Co jest?- zapytała Lo, mrużąc przy tym oczy.
-A co ma być?- brunetka zmarszczyła czoło skonsternowana.
-Jesteś przesadnie radosna.
-Wydaje ci się- Zoey przeczesała dłonią długie włosy, szczerząc się przy tym jak głupia.
-Mów- zarządziła krótko Lo, wiedząc, że przyjaciółka coś ukrywa.
-Poznałam kogoś- zapiszczała, podskakując przy tym wesoło. -I mam na myśli naprawdę wielkiego kogoś- machnęła śmiesznie dłońmi, próbując podkreślić wagę swoich słów.
-Powiedz mi wreszcie- domagała się blondynka, nie mogąc dłużej wytrzymać tej niepewności.
-Uwaga, proszę o fanfary- Zoe zainicjowała dźwięk bębnów. -Liam Payne!
-Liam?
-Taaaak- krzyknęła radośnie. -Będziesz dumna- udało mi się na niego nie rzucić i nie błagać go na kolanach, by ściągnął koszulkę- powiedziała, na co Lo zaśmiała się głośno.
-Ale jak?
-Przyszedł do twojego mieszkania, ale cię nie zastał. Pomógł mi przy zdjęciach, a jutro idę z nim na kawę- wyjaśniła podekscytowana, będąc jednym, wielkim szczęściem. -Pomijając moje idiotyczne fangirlowanie, on jest taki, no wiesz… Jest normalny i cudownie mi się z nim rozmawia.
-Aaaaaaaa!- Lo westchnęła radośnie. -Ciesze się.
-Dobra, nie ekscytujmy się tak- brunetka w końcu ochłonęła, ale widać być jak ogromnie jest szczęśliwa. -Nawet nie mogę go nazwać znajomym.
-Liam to wspaniały facet- dodała Lo, a Zoey machnęła ręką, dając jej do zrozumienia, żeby zamknęła ten temat. -Co z Leo?
-Żyje i ma się dobrze- brunetka wystawiła przed kamerę rudego kota, a ten zamiauczał niezadowolony.
-Gorzej ze mną- pokazała poranioną rękę, a Lo tylko prychnęła pod nosem. -A co z pewnym, diabelnie seksownym facetem? Przeleciałaś go już?- Zoey sugestywnie uniosła brwi, uśmiechając się przy tym idiotycznie.
Lo całkowicie zignorowała jej pytanie, nie mając najmniejszej ochoty na głupie żarty.
-Powiedziałam mu o chorobie.
-Oh- dziewczyna zaniemówiła. -Jak zareagował?
-Krzyczał, był roztrzęsiony, a potem wybiegł z pokoju- powiedziała Lo, bawiąc się nerwowo palcami.
-To normalne- pocieszyła ją. -Dobrze, że mu powiedziałaś. Pomimo tego, że ciężko będzie mu się z tym pogodzić, powinien wiedzieć.
-Trochę się o niego martwię.
-Poradzi sobie z tym- zapewniła. -Wirtualnie cię przytulam- Zoey wyciągnęła ręce przed siebie, a Lo uśmiechnęła się delikatnie.
-Jesteś najlepsza.
-Lonka, co ostatnio powiedział ci lekarz?- brunetka wykorzystała sytuacje, chcąc wyciągnąć z przyjaciółki jakiekolwiek informacje.
Blondynka zawahała się lekko, ale biorąc pod uwagę to, że dzisiejszy dzień był jakimś dniem zwierzeń, postanowiła mówić.
-Że to ostatnie stadium choroby. Że teraz będzie coraz gorzej, ataki będą częstsze, a ból silniejszy. Że za rok o tej porze już mnie tu nie będzie- powiedziała cicho, obawiając się reakcji Zoey.
     Brunetka siedziała przez moment cicho, próbując to sobie poukładać. Zawsze uważała, że jest silna, ale takie sytuacje obnażały jej ogromną wrażliwość. Żyła w przekonaniu, że mają jeszcze mnóstwo czasu, że te pięć lat będzie trwało wiecznie. Ale teraz czuła się, jakby ktoś wylał na nią kubeł zimnej wody, by w końcu mogła przejrzeć na oczy. Został im niecały rok. 
-Odwołam spotkanie z Liam'em- powiedziała tylko, co zupełnie zbiła Lo z pantałyku.
-Co?! Dlaczego?- zapytała zszokowana taką reakcją.
-Pamiętasz, jak obiecałyśmy sobie, że nigdy żaden facet nie będzie ważniejszy od naszej przyjaźni?- Lo pokiwała twierdząco głową. -Nie chce, żeby tak było. Zostało nam mało czasu i nie chce, żeby ktokolwiek był ważniejszy.
-To najbardziej idiotyczne wytłumaczenie, jakie kiedykolwiek usłyszałam- powiedziała stanowczo blondynka, będąc lekko poirytowaną. -Może to facet twojego życia, przyszły mąż, ojciec twoich dzieci?- zażartowała. -To by dopiero było okropne, gdybym stanęła na drodze waszego szczęścia.
-Nie chcę...- zaczęła, lecz Lo szybko jej przerwała.
-Nie możesz rezygnować ze wszystkiego, tylko dlatego, że wydaje ci się, że tak powinnaś zrobić- wyjaśniła, uśmiechając się przy tym delikatnie. -To będzie najpiękniejszy rok mojego życia, tylko wtedy, jeżeli będę mieć pewność, że jesteś szczęśliwa.
Twarz Zoey wykrzywił ledwie zauważalny uśmiech, a w jej ogromnych, błękitnych oczach zamajaczyły pierwsze kropelki słonego płynu.
-Idź pogadać z Zayn'em, zanim całkowicie się rozkleję i obie utoniemy w moich łzach- zaśmiała się, ocierając mokre policzki, po czym jej twarz ostatecznie zniknęła z ekranu.

~*~

     Bezwzględną ciszę przerywają krople deszczu, które spadają głuchym dźwiękiem, uderzając o parapet. Delikatne podmuchy wiatru wprawiają w ruch pobliskie drzewa. Chłodne powietrze jest w tym momencie niezwykle orzeźwiające, a ponura aura doskonale uzupełnia się z jego nastrojem. Światło księżyca pada na taras, oświetlając skuloną sylwetkę chłopaka.
     Pociągnął spory łyk bursztynowego płynu, czując jak wypala mu przełyk. Od whisky zaczynało mu szumieć w głowie, a obraz stawał się coraz bardziej zamazany, ale nie zniósłby tego na trzeźwo. Alkohol był dobry na smutki, a ból który teraz czuł rozrywał mu serce.
     Zaczerpnął powietrza, próbując unormować przerażające drżenie dłoni. Zacisnął mocno powieki, starając się z całych sił więcej o tym nie myśleć. Ale cholera... Ona umierała, naprawdę umierała, a on nie potrafił jej pomóc.
     Nie znał jej długo, ale przez ten krótki czas, zdążyła stać się dla niego ogromnie ważna. Rozumiała go jak nikt inny, a sama jej obecność sprawiała, że czuł się lepiej. Pomogła mu odnaleźć siebie, zrozumieć wagę pewnych rzeczy. Nauczyła go, żeby nigdy się nie poddawać i nie przejmować opinią innych. To dzięki niej nie odszedł z zespołu. Nie mógł jej teraz stracić.
     Była niezwykłą osobą- ciepłą, wiecznie uśmiechniętą i zawsze skorą do pomocy. To niesprawiedliwe, że jej życie miało się wkrótce skończyć. Nie potrafił się z nią pożegnać, robić tego codziennie każdego dnia, mając świadomość, że któreś pożegnanie będzie tym ostatnim. Miał już nigdy nie usłyszeć jej zaraźliwego śmiechu, nie porozmawiać o poważnych sprawach, nie obejrzeć głupich seriali. Miał patrzeć jak odchodzi, jak gaśnie w jego oczach, jak znika bezpowrotnie, pozostawiając za sobą masę wspomnień. Nie był na to gotowy.
     Chciał jej pomóc, poruszyć niebo i ziemię, znaleźć dawcę, znaleźć lekarstwo. Zrobić cokolwiek, co utrzymałoby ją przy życiu. Ale był totalnie bezsilny, a to uczucie doprowadzało go do szału.
     Myślał, że od tych wszystkich przykrych rzeczach, które ludzie wygadywali na jego temat, stał się silniejszy, bardziej oporny na ból. Ale jeszcze nigdy, żadne usłyszane słowa nie wprawił go w tak wielkie cierpienie. Miał wrażenie, że wpadł w otchłań nieskończonej rozpaczy i że zostanie już tam na zawsze. Smutek, który czuł był tak ciemny i głęboki, że pochłaniał go bez reszty.
     Poczuł na sobie miękki materiał, gdy Lo zarzuciła mu koc na ramiona. Kucnęła za nim, pocierając dłońmi jego zmarznięte ciało. Rzuciła okiem na prawie pustą butelkę whisky, starając się zaakceptować ten sposób radzenia sobie z rzeczywistością. Stanęła naprzeciwko niego, a załamanie wymalowane na jego twarzy, dosadnie ukłuło ją w serce.
-Wracaj do środka. Strasznie tu zimno- wyciągnęła do niego dłoń, ale jej nie chwycił. Splótł palce na karku, a jego wzrok twardo spoczywał na deskach tarasu. -Wiem, że to dla ciebie szok, ale...
Zayn niespodziewanie uniósł twarz, patrząc na nią zbolałym wzrokiem i pospiesznie wszedł jej w słowo.
-To dla mnie zbyt wiele, Lo- powiedział drżącym głosem. -Nie zniosę tego, patrzenia jak odchodzisz. Po prostu nie dam rady.
     Te słowa i sposób w jakie je wypowiedział, sprawiły, że pękło jej serce. Nie mogła oddychać i zupełnie nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Zayn spojrzał na nią, jego czekoladowe tęczówki robiły się coraz większe. Podbródek zaczął drżeć, a obraz powoli się zamazywał. Zacisnął usta w wąską linię, wykrzywiając usta w potwornym grymasie i próbując jednocześnie walczyć z cisnącymi się do oczu łzami. W końcu nie wytrzymał, a ciepły strumień popłynął po jego policzkach. Ukrył twarz w dłoniach, a spazmatyczne ruchy zawładnęły jego ciałem. Lo błyskawicznie znalazła się przy nim, klękając między jego nogami. Zarzuciła ręce na jego szyję, a on objął ją w pasie, przyciągając tak blisko, jak to tylko było możliwe. Schował głowę w zagłębienie pomiędzy jej szyją a ramieniem i łkał cicho, a Lo czuła spływające po ciele łzy. Gładziła jego plecy, próbując go jakoś uspokoić. Pomimo tego, że ona była tą, która potrzebowała pocieszenia. Patrzenie na Zayn'a, będącego w takim stanie sprawiało jej ogromny ból. Mogła tylko być blisko i pomóc mu jakoś dojść do siebie. Była załamana i cierpiała razem z nim, ale nawet gdyby bardzo chciała, nie potrafiła się rozpłakać. Nauczyła się z tym walczyć i 4 lata temu obiecała sobie, że aż do dnia śmierci, nie zapłacze ani razu. Bała się, że wraz z pierwszą uronioną łzą, polecą następne, a ona całkowicie się załamie. Nie mogła do tego dopuścić.
     W tym momencie zupełnie nie obchodziło go, że faceci nie powinni się rozklejać, że płacz jest dla mięczaków. Czuł, że wraz z każdą nową łzą pozbywa się całego oceanu bólu. Nie potrafił inaczej sobie z tym poradzić, a płacz, alkohol i jej obecność były najskuteczniejszymi lekarstwami. Płakał pierwszy raz od niepamiętnych czasów. Z całkowitej bezsilności i rozpaczy, chcąc w końcu poczuć ulgę. Już nie mógł dusić w sobie tych wszystkich emocji. Płakał, nie jak małe dziecko, które nie dostało wymarzonej zabawki czy nastolatek przegrywający pierwszy ważny mecz. Płakał jak mężczyzna, który powoli tracił kogoś ważnego.

~*~

     Resztki ognia tliły się w kominku, gdy siedzieli w salonie, rozłożeni na beżowej kanapie. Lo odpowiedziała mu o wszystkim- o początkach choroby, leczeniu, operacjach. Wspomniała o liście i obiecała mu ją pokazać, a on zapewnił, że pomoże w realizacji postanowień. Chwilowe załamanie chyba mu przeszło i Lo miała nadzieję, że powoli zaczyna się oswajać z tą sytuacją.
     Opary alkoholu unosiły się w powietrzu, wraz z gęstym dymem z trawki, którą właśnie palili. Wiedziała, że nie powinna mieszać narkotyków z tak silnymi lekami, tak samo jak Zayn nie powinien łączyć ich z whisky, ale potrzebowała tego tak bardzo jak on. Musieli całkowicie się odprężyć, zrelaksować, pozwolić sobie zapomnieć o otaczającym ich świecie. Byli w mydlanej bańce, własnej rzeczywistości, gdzie problemy nie miały najmniejszego znaczenia.
     Zayn resztkami sił, zmuszając się do jakiegokolwiek normalnego ruchu, poprawił się na kanapie i przesunął się w bok. Zaburzenia wywołane alkoholem dały o sobie znać, bo jego głowa wylądowała na klatce piersiowej Lo. Blondynka wybuchnęła donośnym śmiechem, a chłopak podparł się na ramionach, szczerząc się przy tym idiotycznie. Podniósł wzrok na jej twarz, która znajdowała się zaledwie kilka milimetrów dalej. Mógł wyraźnie poczuć jej miarowy oddech na swojej skórze i zliczyć maleńkie piegi, które zdobiły jej zaróżowione policzki. Temperatura w pokoju znacznie wzrosła, a atmosfera zaczęła się wyraźnie zagęszczać. Lo patrzyła na niego niespokojnie, czując narastającą ekscytacje. Toczyli jakąś niemą walkę, wzajemnie pożerając się wzrokiem. Kiedy napięcie między nimi było nie do zniesienia, a Lo zaczęła nerwowo kręcić się w miejscu, Zayn spojrzał na jej pełne usta i nie myśląc zbyt długo, wpił się w nie zachłannie. Przeraziła ją siła tego pocałunku i początkowo chciała go odepchnąć, ale całkowicie się temu poddała. Zignorowała wszystkie kotłujące się myśli, zwyczajnie je wyłączyła, skupiając się na palącym pożądaniu. Po prostu przestała myśleć. Oboje przestali.
     Ich języki poruszały się wspólnie, czując nieodpartą potrzebę kontaktu. Pocałunek stawał się coraz bardziej zachłanny i oboje doskonale wiedzieli, że na tym się nie skończy. Położyła dłonie na jego klatce, pchając go zdecydowanie do przodu, tak że teraz leżał pod nią. Usiadła na nim okrakiem, a jego ręce powędrowały wzdłuż jej ud. Wsunął palce pod luźny materiał swetra, pieszcząc jej rozpaloną skórę. Lo pochyliła się nad nim, a jej pełne wargi powędrowały na jego szyję- całując, kąsając, podgryzając. Zayn jęknął gardłowo, gdy przygryzła jego dolną wargę, ssąc ją delikatnie. Podniósł się z miejsca, przytrzymując ją za biodra. Stanął naprzeciwko niej i zdecydowanym ruchem pozbawił ją swetra. Została w czarnym, koronkowym staniku, a jego dłonie sunęły po jej wytatuowanym ciele. Ścisnął jej piersi, na co zamruczała zadowolona.
     Wszystko działo się tak szybko. Pchnęła go na ścianę, oddychając przy tym łapczywie. Ściągnęła jego koszulkę, praktycznie ją rozrywając, a jej dłonie gorączkowo badały strukturę jego ciała. Wplotła palce w jego ciemne włosy, kiedy zatracili się w szalonym pocałunku. Chwycił ją za pośladki i podciągnął do góry, a nogami objęła go w pasie. Jęknęła głośno, gdy przygryzł płatek jej ucha, doprowadzając ją do szaleństwa. 
     Trzymał ją mocno, gdy pokonywali kolejne stopnie. Weszli do najbliższego pokoju, a Zayn od razu rzucił ją na łóżko.
Tak bardzo niecierpliwi, szybko pozbawili się ubrań, które teraz walały się po podłodze. Nie chcieli tracić czasu na grę wstępną, bo pożądanie rozsadzało ich od środka. Podniecenie pulsowało w każdym zakątku jego ciała. Przyspieszone oddechy, ciche westchnięcia i głuche jęki co chwila przecinały powietrze. 
     Szybkie pocałunki składane na udach, brzuchu, piersiach, szyi. Przygryzanie, ssanie, gryzienie. Coraz szybciej. Wiła się pod nim niecierpliwie, rozkoszując się każdą chwilą. Ciało przy ciele. Byli plątaniną pocałunków, dotyków, jęków. Coraz więcej. Oplotła go nogami, chcąc poczuć go w sobie. Gorączkowe spojrzenia, palące pożądanie, pulsująca krew. Coraz bliżej.
     Wszedł w nią zdecydowanym ruchem, a ona jęknęła gardłowo. Przyciągnęła go do siebie, całując zachłannie. Mocne pchnięcia, błyskawicznie prowadziły ich na szczyt. Dyszał jej do ucha, gdy wbiła paznokcie w skórę jego pleców. Poruszał się gwałtownie, a ona wzdychała rozkosznie. Delikatne przygryzanie szyi, ssanie rozpalonej skóry. Byli jak tykająca bomba, która w każdej chwili mogła wybuchnąć. Szybciej, więcej, bliżej. Poczuła ogromną falę rozkoszy, która rozlewała się po całym jej ciele. Ucisk w podbrzuszu stawał się coraz silniejszy. Nogi zaczęły jej drżeć i nie czuła niczego, poza palącą przyjemnością. Eksplodowała i trwała w tym stanie, dłużej, mocniej, intensywniej. Zayn dołączył do niej chwilę później, a oszałamiająca ekstaza oblała ich ciała. Byli surowym, czystym spełnieniem.


~*~

Heja! W końcu coś napisałam. Przepraszam za zwłokę, wiem, że miałam dodać rozdział w grudniu, ale nawał egzaminów i nauki pochłonął cały mój czas ;< 
Dziękuje za wszystkie miłe słowa, cudownie wiedzieć, że jeszcze ktoś tu został ;)
Dorobiłam się nowego szablonu, który jest fantastyczny, dodałam więcej zakładek, zaktualizowałam listę (zapraszam do przeglądania), pozmieniałam trochę w tatuażach, a na dniach zmienię jeszcze stronę z bohaterami. Jeśli chcecie, dodawajcie się do informowanych i proszę, dajcie znać o jakichkolwiek zmianach nick'ów/adresów, bo potem robi się zamieszanie.
Dziękuje gorąco za wszystkie nominacje do Liebster Award, jestem Wam ogromnie wdzięczna i jest mi szalenie miło, ale nie biorę udziału w takich rzeczach :)
Co do samego rozdziału- jest długi, jest dużo Lo i Zayn'a, pełno smuteczku, ale jakoś nie jestem z niego zadowolona. Chyba trochę inaczej go sobie  wyobrażałam. I nie umiem pisać tego typu scen, więc przepraszam za ten koszmarek. Chciałam trochę zdynamizować akcję.
Umieram z bólu, poprawcie mi humor dodając jakieś ładne komentarze ;* Serio, każda wasza uwaga jest przeogromnie motywująca, więc dajcie znać co sądzicie.
Enjoy <3