13 gru 2013

Rozdział 7

     Wiecie co jest znacznie gorsze od strachu i lęku? Niepewność. Dopada nas często i nie pozwala ruszyć dalej. Wszyscy łatwo jej ulegamy. A całe to zamartwianie się, snucie planów na to, co może, ale nie musi się wydarzyć, tylko pogarsza sprawę. Ma tak wiele odsłon i każda z nich jest bardziej destrukcyjna od drugiej. Nie wiemy jaką decyzję podjąć odnośnie naszej przyszłości. Zastanawiamy się, kiedy poważna choroba ostatecznie nas wykończy. Zamartwiamy się tym, czy jeszcze kiedykolwiek będziemy w stanie kogoś pokochać. Bo ta niepewność, ta cholerna niepewność doprowadza czasem człowieka do szału.
     Panującą wokół ciemność rozświetliło słabe światło żarówki. Paul wprowadził chłopców do pomieszczenia, znajdującego się gdzieś na tyłach areny. Ściany pokryte były surową bielą, a oprócz metalowego stolika i kilku krzeseł, pokój świecił pustkami. Harry przymknął oczy, przystosowując wzrok do rażącej jasności, a następnie opadł na najbliższe siedzenie. Reszta szybko podchwyciła jego pomysł i już po chwili wszyscy siedzieli wokół prostokątnego stolika.
-Mam nadzieję, że nikt nie będzie nam przeszkadzał- Paul podszedł do szarych drzwi i zamknął je zdecydowanym pchnięciem dłoni, przekręcając srebrny kluczyk.
Zajął miejsce na szczycie stołu, wyciągnął przed siebie ręce i spojrzał na swoich podopiecznych.
-Więc...- zaczął, kierując swój wzrok na Zayn'a. Uniósł brwi do góry, wyraźnie oczekując od szatyna jakiejś reakcji.
Chłopak pokręcił się na miejscu, czując na sobie spojrzenia pozostałych członków zespołu. Podrapał się po karku, w geście zakłopotania i przygryzł dolną wargę, będąc odrobinę zdenerwowanym. Odchylił się lekko do tyłu i przetarł dłonią zmęczone oczy.
-Ja...- odezwał się w końcu, zupełnie nie wiedząc, co ma dalej powiedzieć. -Nie wiem. Po prostu nie mam pojęcia- wyrzucił z siebie, wypuszczając głośno powietrze. -Chciałbym móc jeszcze trochę pomyśleć.
-Rozumiem więc, że odwołujemy jutrzejszą konferencję?- Paul w dalszym ciągu w skupieniu patrzył na Zayn'a. Chłopak kiwnął głową, dając mu twierdzącą odpowiedź. -Dobrze, zrobimy tak. Macie wolne do końca grudnia, odwołujemy wszystkie wywiady, sesje, spotkania- chłopcy popatrzyli na niego ze zdziwieniem. -Chciałbym, żebyście przez ten czas odpoczęli, przemyśleli to wszystko. I nie chodzi mi tylko o Zayn'a, ale każdego z was. Wyjedźcie gdzieś, spotkajcie się z rodziną, ze znajomymi. Macie być pewni tego, że nadal chcecie być w tym zespole- dodał stanowczo. -Może tak być?
Popatrzyli na siebie nawzajem, z totalnym zdezorientowaniem wymalowanym na twarzy. Nie spodziewali się takiego obrotu sprawy. Paul dał im wybór, pozwolił na spokojnie zdecydować co dalej. I to napełniło ich jakimś dziwnym spokojem i nadzieją. Potrzebowali przerwy i byli wdzięczni Paul'owi, że nie nawrzeszczał na nich, każąc im przestać zachowywać się jak banda dzieciaków. Bo przecież nadal nimi byli.
Liam spojrzał na przyjaciół, którzy delikatnie pokiwali głowami i wyszeptał potwierdzające "tak". Na ustach Paul'a zagościł nikły uśmiech, kiedy podniósł się z krzesła i dał im znać, by skierowali się do wyjścia.
-A teraz wracajmy świętować wasz sukces- manager otworzył drzwi i poklepał każdego z nich po ramieniu.
Przez tą krótką chwilę zupełnie zapomnieli o tej wielkiej imprezie. Ale uśmiechnęli się do siebie, pozwalając tym wszystkim uczuciom odejść, zostawiając problemy daleko za sobą. Tylko na tą jedną noc, która zapowiadała się naprawdę świetnie.


~*~

     Chłodne, nowojorskie powietrze wypełniło jej płuca, gdy wzięła głęboki oddech. Potarła dłońmi zmarznięte ramiona, odziane jedynie w cienki płaszczyk i oparła się o barierkę. Zakochiwała się w tym miejscu za każdym razem, gdy tu była. Mogła w nieskończoność wpatrywać się przed siebie, obserwując miliony migocących światełek i wsłuchiwać się w rytm miasta, które żyło własnym, szalonym życiem.

     Zaraz po zakończonym koncercie czarne limuzyny przeniosły ich do pobliskiego, ekskluzywnego klubu, którego trzypiętrowa kondygnacja została w całości wynajęta na tą noc. Będąc już w środku, Lo przebrała się w bardziej odpowiedni strój i teraz cekinowa sukienka [klik] opinała jej ciało. Splątała włosy w niedbałego kucyka, by niepowołane kosmyki nie wpadały jej do oczy, podczas szalonych tańców. Zamierzała się naprawdę dobrze bawić tej nocy. W klubie roiło się od ludzi, którzy byli odpowiedzialni za organizację koncertu, rodzin i znajomych chłopców oraz sławnych osobistości. Kilkoro z nich okazało się wyjątkowo sympatycznymi osobami i spędziła naprawdę dobry czas, w oczekiwaniu na pojawienie się prawdziwych gwiazd wieczoru- One Direction. W tym czasie Andy porwał ją do tańca, powykręcał i poobracał na wszystkie strony, a Eleanor poleciła jej kilka przepysznych, bezalkoholowych drinków. Kiedy ktoś rzucił pomysł zabawy w karaoke, Taylor Swift głośno zaprotestowała, oznajmiając, że przecież nie mogą zacząć bez jej Harry'ego. Lo przewróciła oczami i miała naprawdę wielką ochotę uświadomić dziewczynę, że ten jej cudowny chłopak jeszcze kilka dni temu pieprzył się z jakąś przypadkową brunetką. Powstrzymała się ostatkiem sił i wyszła na zewnątrz, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Nadal uważała, że Harry Styles to skończony dupek. I nie zamierzała zmieniać o nim zdania w najbliższym czasie.
     Obróciła w dłoniach srebrną zapalniczkę, z której po chwili wypłynął strumień rażącego ognia. Zaciągnęła się głęboko, obserwując jak kłęby szarego dymu lecą do góry, by rozpłynąć się w powietrzu. Zamknęła powieki i odchyliła głowę do tyłu, pozwalając sobie na moment totalnego rozluźnienia. 
     Nagle usłyszała dźwięk rozsuwanych drzwi i zmarszczyła nos w geście niezadowolenia. Ktoś próbował zniszczyć jej błogą chwilę. Uśmiechnęła się jednak, gdy tylko poczuła zapach słodkich perfum, który otulił ją, gdy tylko niespodziewany gość znalazł się bliżej.
-Cześć Zayn- powiedziała, wciąż skupiając swój wzrok na tętniącym życiem Nowym Jorku.
Obróciła się powoli, opierając plecami o metalową barierkę i spojrzała na chłopaka. Miał na sobie klasyczny, czarny garnitur, a szeroki uśmiech tylko dopełniał jego perfekcyjny wygląd. 
-No hej- podał jej lampkę musującego szampana, którą dzierżył w dłoni. -Bezalkoholowy- dodał szybko, widząc zmieszanie, malujące się na jej twarzy.
Lo uśmiechnęła się delikatnie, dziękując mu tym samym, że pamiętał o jej skomplikowanych relacjach z alkoholem i zamoczyła usta w chłodnym napoju.
-Ten koncert był absolutnie, totalnie zachwycającą- rzuciła, patrząc w jego błyszczące oczy i znów miała ochotę tańczyć i piszczeć w rytm ich piosenek. -Naprawdę jedno, wielkie wow- uśmiechnęła się tak szeroko, że aż zabolały ją policzki, po czym przytuliła go mocno, mierzwiąc przy tym jego idealnie ułożone włosy.
-Dzięki- zaśmiał się, widząc jej podekscytowanie.
Sięgnął do kieszeni spodni, wyciągając z niej paczkę białych Malboro, po czym włożył jednego z nich do ust. Zmarszczył brwi i przeklął po nosem, kiedy nie udało mu się znaleźć zapalniczki. Lo zachichotała, będąc nieco rozbawiona irytacją chłopaka i wysunęła w jego stronę srebrny przedmiot. Podziękował jej uśmiechem i rozpalił papierosa, który teraz żarzył się w jego dłoni. Lo obserwowała jak ściąga usta, zaciągając się mocno, a następnie powoli wypuszcza dym z lekko uchylonych warg. 
-Więc…- powiedziała przeciągle, przyglądając się jego górującej sylwetce. -Co teraz?
-Teraz dokończymy palić, a potem pójdziemy pośpiewać razem z Taylor- chłopak zrobił idiotyczne wesołą minę, na co Lo parsknęła w rozbawieniu. Zaraz jednak spojrzała na niego groźnie, dając mu do zrozumienia, że zupełnie nie o to jej chodziło. 
Zayn głośno wypuścił powietrze z ust, oparł się o barierkę i odwrócił głowę w jej stronę.
-Rozmawialiśmy z Paul'em- zaczął, a blondynka delikatnie skinęła głową, zachęcając go do kontynuowania. -Powiedział, żebyśmy zastanowili się nad swoją przyszłością. I dał nam wolne do końca miesiąca, więc będziemy mieli naprawdę sporo czasu na intensywne myślenie- zaśmiał się gardłowo i przeczesał dłonią ciemne włosy.
-I co zamierzasz zrobić?- zapytała, odgarniając z twarzy zabłąkane kosmyki.
-Oh, przestań tak na mnie naciskać- przewrócił oczami i szturchnął ją lekko w ramię. -Nie wiem, chciałbym się zaszyć w jakimś spokojnym miejscu, żeby móc trochę pomyśleć.
-Ehhh- Lo westchnęła głośno. -Przecież widziałam ile frajdy sprawił ci ten występ. Byłeś w swoim żywiole. Mam to udokumentowane, więc się nie wyprzesz. 
-Nie wypieram się. Po prostu…- zaczął, ale przewał momentalnie, widząc jej szeroki uśmiech. 

-Nie szczerz się tak, jeszcze nie powiedziałem, że zostaje.
-Widzę po twoim idiotycznym uśmieszku, że już zdecydowałeś, tylko teraz droczysz się ze wszystkimi- powiedziała, unosząc brwi do góry.

-Idiotycznym?- Zayn zrobił minę pełną oburzenia. -Ten uśmiech kocha cały świat- zaprezentował jej swój najlepszy wyraz twarzy.
-Nie mam do ciebie siły- westchnęła głośno i popatrzyła na niego ze zrezygnowaniem, a on objął ją ramieniem, śmiejąc się przy tym donośnie.
-Dobra, pyszczku- dźgnął ją lekko w żebra, a ona przewróciła oczami, ponownie słysząc to okropne przezwisko. Mówił tak do niej, odkąd oboje podsłuchali, że Taylor zwraca się tak do Harry'ego, co niezwykle ich rozbawiło. -Robi się coraz zimniej. Wracajmy do środka.
Przytaknęła, owijając się ciaśniej czarnym płaszczem. Usłyszeli pierwsze dźwięki Danza Kuduro, a nogi aż same zaczęły się rwać do tańca. 
Zayn poprawił klapy marynarki, wyprostował się, uniósł głowę do góry i wyciągnął ramię w jej kierunku.
-Chodźmy się zabawić, panno Shearer- powiedział formalnym tonem, puszczając do niej oczko.
-Tak jest, panie Malik- momentalnie chwyciła jego rękę, chichocząc wesoło. 
     Przekroczyli próg klubu, a ciepłe powietrze i głośna muzyka otoczyły ich z zewnątrz.
To była jedna z tych nocy, kiedy tańczysz, pijesz i śpiewasz głośno, nie przejmując się konsekwencjami. Kiedy jedynym problemem jest to, że ulubiona piosenka dobiegła końca i właśnie brakło lodu do drinków. Kiedy ból jest oznaką tego, że to był naprawdę dobrze spędzony czas. Ta noc była ich odskocznią. Nie byli członkami sławnego boysbandu, którzy świętują ogromny sukces. Byli grupą przyjaciół, która potrzebowała tej imprezy, by poczuć się naprawdę dobrze. I w pełni im się to udało.


~*~


     Maleńkie płatki śniegu unosiły się w powietrzu. Patrzenie na nie pod różnym kątem sprawiało, że iskrzyły radośnie. Lo uśmiechnęła się delikatnie, rozkoszując się iście świątecznym widokiem. Nie lubiła śniegu, zimy, chłodu, czerwonego nosa i odmarzniętych dłoni. Ale właśnie zdała sobie sprawę, że to może być ostatni pierwszy śnieg w jej życiu. Że od tej chwili musi jeszcze bardziej doceniać każdy dzień, bo prawdopodobnie to będzie ostatnie lepienie bałwana, ostatnia bitwa na śnieżki, ostatnie pieczenie pierniczków, śpiewanie kolęd i ubieranie choinki. Nie powtórzy tego za rok, nie wybierze się na lodowisko, nie da Zoey głupiego świątecznego prezentu, nie zrobi swojego popisowego ciasta. Bo za rok już jej tu nie będzie.
     Poczuła ciepłą dłoń na swoim ramieniu i ospale uniosła głowę, powracając tym samym do rzeczywistości. Uśmiechnęła się delikatnie, gdy Louis włożył w jej ręce kubek parującej zielonej herbaty.
-Wiesz, że stoisz dokładnie w tej samej pozycji, w której cię zostawiłem? Nie ruszyłaś się ani o milimetr- zaśmiał się i stanął obok niej, popijając swoją porcję gorącej czekolady.
-Trochę się zamyśliłam- odpowiedziała, wciąż patrząc na wirujące za oknem płatki.
-No tak, śnieg i startujące samoloty mogą być naprawdę dobrym natchnieniem do głębokich przemyśleń- zironizował, a głupawy uśmieszek nie schodził z jego twarzy.
-A łudziłam się, że chociaż na kacu, zamieniasz się w miłego Louis'a.
-Skarbeńku, ja zawsze jestem miły- Lo roześmiała się ironicznie, a chłopak spojrzał na nią oburzony, szturchając ją lekko w ramie.
     Wczorajsza impreza była naprawdę warta tych wszystkich bolących głów, nóg i gardeł. Obfitowała w wiele szalonych tańców, pijackich śpiewów i spektakularnych upadków. Świętowanie wielkiego sukcesu chłopców udało się więc znakomicie. Bawili się oszałamiająco dobrze, a do pokojów wrócili wczesnym rankiem. Kilka godzin snu i błyskawiczna próba dojścia do siebie musiała więc im wystarczyć, by wczesnym wieczorem stawić się na lotnisku. Harry postanowił polecieć do Los Angeles zaraz po powrocie z klubu, a Niall i Liam chcieli jeszcze trochę zostać w Nowym Jorku. Lo musiała wracać do Londynu, bo czekała ją kolejna podróż do Afryki, Louis wspominał coś o wypadzie do Dubaju, a Zayn potrzebował odpocząć w domowym zaciszu. Siedzieli więc, razem ze swoimi rodzinami, w prywatnym terminalu, oczekując na start samolotu, który z powodu małego ataku śniegu, miał drobne problemy techniczne. 
-Lou- zaczęła, by zwrócić jego uwagę. -Rozważasz odejście z zespołu?
-Co?- spojrzał na nią zdziwiony. -Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy?
-Niall wspominał coś o tych wszystkich głupich plotkach.
-Ah to- uderzył się dłonią w czoło. -Lubię sobie czasem ponarzekać, ale fakt, niekiedy te wszystkie pogłoski są dużym przegięciem. Zwłaszcza jeśli chodzi o El- odwrócił się i spojrzał na swoją dziewczynę, która teraz drzemała na jednej z ławek. -Wiesz, wymyślają jakieś poronione rzeczy, że nasz związek nie jest prawdziwy, że to tylko na pokaz. Zadziwia mnie to za każdym razem, gdy to czytam- zaśmiał się gardłowo. -No i jeszcze sprawa z Harry'm, że niby jesteśmy razem. Na początku się z tego śmialiśmy, ale teraz to się stało cholernie męczące. Nie możemy usiąść obok, czy uśmiechnąć się do siebie publicznie, bez wywołania wielkiej wrzawy. To naprawdę gówniane, nie móc porozmawiać ze swoim przyjacielem, kiedy tylko się chce- westchnął i spuścił głowę. 

-Ale cóż, to jest właśnie cena tego wszystkiego i chociaż czasem mam naprawdę dość, to nie wyobrażam sobie życia bez zespołu. 
-To dobrze- Lo uśmiechnęła się do niego, a on odpowiedział tym samym.
-Myślisz, że Zayn zostanie?- zapytał, patrząc na siedzącego w oddali chłopaka.
-Za bardzo kocha śpiewać, żeby to zostawić. Wydaje mi się, że po prostu miał poważną chwilę zwątpienia, jak wy wszyscy- blondynka uśmiechnęła się pocieszająco, a na twarzy Louis od razu wymalowała się ulga.
     Po chwili do pomieszczenia wszedł jeden z pracowników lotniska, informując, że technicy wygrali trudną walkę z wariacjami atmosferycznymi, a ich samolot jest gotowy do startu. Pozbierali więc swoje rzeczy, pożegnali Nowy Jork i zajmując wygodne miejsca, udali się w bezpieczną podróż do domu. 

~*~

     Zayn rozłożył się wzdłuż czarnej kanapy, prostując obolałe nogi. Ziewnął przeciągle i przetarł zaspane powieki. Pomimo kilkudziesięciu godzin snu, wciąż czuł się niemożliwie zmęczony. Zmiana stref czasowych kolejny raz dała mu się we znaki. Wprawdzie możliwość przespania całego dnia wydała mu się kuszącą perspektywą, zwłaszcza teraz, gdy całkowicie wyczyścił swój napięty grafik. Ostatkami silnej woli zwlókł się jednak z łóżka, wciąż pamiętając o tym, że może rozkoszować się błogim lenistwem.
     Mógł oglądać głupie programy, zagrać w ulubione gry na konsoli i spędzić trochę czasu z siostrami. Te na pozór zwykle rzeczy były dla niego naprawdę fantastyczną odmianą. Uśmiechnął się pod nosem, rozkoszując się cudowną ciszą.
     Po krótkiej chwili zdał sobie jednak sprawę, że jego kawa nie smakuje tak dobrze jak ta, robiona przez Harry'ego, kanapki z serem znacznie odbiegają od naleśników Liam'a, Jerry Springer nie śmieszy go tak bardzo bez komentarzy Niall'a, a gra w FIFE nie daje mu tyle zabawy, co możliwość dokopania Louis'owi. Westchnął poirytowany, chcąc odgonić niechciane myśli i usilnie próbując przekonać samego siebie, że wcale nie brakuje mu czwórki przyjaciół. 
     Sięgnął po telefon, znajdujący się na szklanym stoliku i kiedy miał wykonać połączenie, urządzenie zawibrowało w jego dłoni. Roześmiana twarz blondynki pojawiła się na pulpicie, kiedy palcem wskazującym przejechał po ekranie. 
-Nie obchodzi mnie co teraz robisz- stanowczy głos Lo błyskawicznie rozniósł się po całym pokoju, nie dając mu nawet szans na krótkie przywitanie. -Za 20 minut podjeżdżam pod twoje mieszkanie. Masz być spakowany, ciepłe ubrania mogą się przydać.
-Ale…- chłopak otworzył usta ze zdziwienia, próbując przetworzyć wszystkie informacje.
-Żadnego ale, Zayn. Po prostu bądź gotowy- powiedziała na jednym wdechu, po czym momentalnie się rozłączyła.
     Szatyn jeszcze przez chwilę wpatrywał się w wyświetlacz telefonu, będąc w niemałym szoku. Miał wyjechać? Teraz? Kiedy kilka godzin temu wrócił ze Stanów. Naprawdę średnio mu się to podobało. Ale z drugiej strony, może to właśnie było to, czego w tym momencie najbardziej potrzebował. Chwili oderwania się od rzeczywistości, cichego mieszkania i natłoku myśli. 
Podniósł się z kanapy i skierował się do sypialni. Wygrzebał spod łóżka czarną, sportową torbę i wrzucił do niej potrzebne ubrania. Spakował bieliznę, kosmetyki i buty, a w momencie, gdy zasuwał bagaż, usłyszał dźwięk klaksonu, dochodzący z zewnątrz. Narzucił na siebie kurtkę, zgarnął ze stolika plik dokumentów, zamknął mieszkanie i wybiegł przed budynek. Czerwony samochód stał na poboczu, a Lo machała do niego radośnie. Przewrócił oczami, wrzucił torbę do bagażnika i zajął miejsce obok niej.
-Co ty kombinujesz?- zapytał, mrużąc oczy i spoglądając na nią uważnie. Naprawdę nie miał pojęcia o co mogło jej chodzić. 
-Wspominałeś coś o spokojnym miejscu- odgarnęła włosy z twarzy i uśmiechnęła się do niego. -Mam nadzieję, że miałeś na myśli domek w lesie, bo tam właśnie cie zabieram.

~*~

     Czarny samochód zaparkował na jednej z angielskich uliczek. Liam zgasił silnik i wyszedł na zewnątrz, uważając by nie uszkodzić sąsiedniego auta. Zimny podmuch wiatru momentalnie uderzył go w twarz, nieprzyjemnie kontrastując z przyjemnym ciepłem klimatyzacji. Potarł zmarznięte dłonie i rozejrzał się wokół. Typowo londyńskie kamienice otaczały go zewnątrz, na chodniku leżały niewielkie kupki śniegu, a porozwieszane na drzewach złote lampki, przypominały o zbliżających się świętach. Chłopak wyciągnął z kieszeni kurtki telefon i ponownie spojrzał na jego wyświetlacz. Zapamiętał numer mieszkania i uporczywie powtarzał go w myślach. Przeszedł kilka metrów, obserwując białe tabliczki, aż w końcu dotarł pod odpowiedni budynek. Wyszedł po schodkach, wciąż zachwycając się otaczającym go widokiem. Zawsze chciał mieszkać w takim miejscu i teraz zaczął się poważnie zastanawiać czy nie zamienić swojego luksusowego apartamentu na jedną z tych klimatycznych kamieniczek. 
     Stając przed jasnymi drzwiami zaczął się zastanawiać czy przyjście tu nie było zbyt impulsywnym działaniem. Mogło nie być jej w domu, mogła nie mieć dla niego czasu, mogła być zajęta. Ale potrzeba porozmawiania z nią rozwiała wszystkie jego wątpliwości. Chciał, żeby go wysłuchała, pocieszyła, pomogła podjąć decyzje i zapewniła, że wszystko będzie w porządku.
     Nacisnął dzwonek i cierpliwie czekał. Gdy nie otrzymał żadnej reakcji, jego dłoń ponownie powędrowała na urządzenie, tym razem zostając tam nieco dłużej. Poruszył nerwowo stopą, powoli tracąc nadzieję, że ktokolwiek jest w środku. Nagle usłyszał przeraźliwy huk, któremu towarzyszyło głośne miałknięcie kota i kilka siarczystych przekleństw. Potem drzwi otworzyły się z niespodziewaną siłą, a wyglądający na naprawdę wkurzonego, rudy kot z prędkością błyskawicy wybiegł na zewnątrz. Liam uniósł wzrok, trochę zdezorientowany zaistniałą sytuacją. W progu stała szczupła brunetka. Miała na sobie znoszoną, nieco brudną koszulkę z Toy Story i szare, dresowe spodnie, które były mokre po jednej stronie. Na jej prawej ręce widniały czerwone zadrapania, a dłonie całe miała w ziemi. Payne przeniósł wzrok na jej twarz i zaniemówił. Poczuł suchość w ustach i momentalnie zrobiło mu się gorąco. Pomimo tego, że wyglądała jak ostatnie nieszczęście, pomimo nieogarniętych włosów i braku makijażu, od razu go oczarowała. Jej ogromne, lazurowe oczy miały totalnie spanikowany wyraz, co tylko dodawało jej uroku. 
-O matko, myślałam, że to Lo- odezwała się w końcu, kładąc dłoń na piersi i odgarniając z twarzy kilka brązowych kosmyków.
Liam lustrował ją wzrokiem i minęło kilka dobrych sekund, zanim dotarły do niego jej słowa. 
-Lo nie ma?- zapytał i dał sobie mentalnego kopniaka, za palnięcie takiej bzdury. To oczywiste, że jej nie było, przed chwilą to powiedziała. 
-Nie. Wyszła chwilę temu. Mamrotała coś o jakimś domku w lesie. Chyba nie będzie jej przez kilka dni. A zaraz potem leci do Senegalu- wyjaśniła brunetka, zawzięcie machając przy tym dłońmi. -Nie wiem, nie ogarniam jej trybu życia.
-Aha- jakże ambitne stwierdzenie wyrwało się z jego ust i miał ochotę zapaść się pod ziemie. Podobno pierwsze wrażenie jest najważniejsze, a on robi z siebie totalnego głupka.
Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie, kołysząc się lekko na stopach. Liam uporczywie wpatrywał się w jej twarz, a ciepły błysk w jej oczach sprawiał, że miał ochotę patrzeć w nie cały dzień.
-Aaa- brunetka uderzyła się dłonią w czoło, pozostawiając na skórze czarny ślad. -Jestem Zoey- wyciągnęła do niego lewą dłoń, która nie była umorusana błotem.
-Liam- w końcu się ogarnął i posłał jej jeden ze swoich popisowych uśmiechów, co chyba zadziałało, bo twarz brunetki przybrała czerwoną barwę.

Delikatnie uścisnął jej dłoń, przytrzymując ją nieco za długo, ale gdy poczuł przyjemne iskierki, rozchodzące się po jego skórze, nie mógł tak po prostu jej puścić.
-Właśnie, Liam!- powiedziała, trochę zbyt głośno, a jej głos przybrał dziwną, piskliwą barwę. -Nigdy nie mogę zapamiętać waszych imion.
Chłopaka zaśmiał się z jej roztargnienia, a jego wzrok powędrował ponad jej ramieniem, wgłąb mieszkania. Czarna kałuża zajmowała chyba pół podłogi korytarza, a kawałki stłuczonej porcelany walały się wkoło. Małe łapki kota, poodbijane na panelach dopełniały koszmarny bałagan. 
-Cholera, co tu się stało?- spytał wskazując dłonią przed siebie. 
Zoey momentalnie się obróciła, przygryzając nerwowo dolną wargę.
-Trochę mnie przestraszyłeś tym dzwonkiem- wyjaśniła, wzruszając ramionami. -Myślałam, że to Lo. Wiesz, zrobiłam ciemnie w łazience, a ona strasznie tego nie lubi. Zawsze się na mnie wkurza. Ale kurde, ta łazienka jest najlepsza na ciemnie- powiedziała gorączkowo, jakby to faktycznie była sprawa wielkiej wagi. -W każdym razie zaczęłam to wszystko ogarniać. Wylałam wodę z jednego koryta, potem się na niej poślizgnęłam, zwaliłam kwiatka, doniczka się roztłukła, a potem jeszcze wpadłam na tego przeklętego kota, który trochę się wkurzył- zmarszczyła nos w niezadowoleniu i dotknęła głębokich zadrapań na prawej ręce. -Ogólnie za sobą nie przepadamy.
Liam patrzył na nią z rozbawieniem, a potem roześmiał się głośno. Być może nie było to zbyt odpowiednie, ale cała ta historia brzmiała tak absurdalnie, że śmiech był tu jedyną pasującą reakcją. 
-Cieszę się, że cię to bawi- Zoe zrobiła naburmuszoną minę, wydęła usta i wyglądała teraz jak małe dziecko, któremu ktoś zabrał ulubioną zabawkę.
-Wybacz, ale byłem przekonany, że to Niall jest największą niezdarą- potarł ręką kark i uśmiechnął się niewinnie. -A to jednak ty.
Zoey westchnęła z lekką irytacją i przewróciła oczami. Ale musiała przyznać mu rację, była straszną ciapą.
-Może wejdziesz- zaproponowała, otwierając szerzej drzwi. -Wydaje mi się, że na zewnątrz jest trochę zimno.
Liam kiwnął lekko głową i przekroczył próg mieszkania. 
-Więc, mieszkasz tu z Lo?- zapytał, ściągając kurtkę i odwieszając ją na wieszak. 
-Nie, pomieszkuje czasem- odpowiedziała, zamykając drzwi. -Chcesz coś do picia?- skierowała się do kuchni, opłukała brudne dłonie i otworzyła jedną z górnych szafek.
-Poproszę herbatę- wszedł za nią do pomieszczenia i usiadł przy białym stole, obserwując jak brunetka krząta się po kuchni. -Mówiłaś o ciemni, fotografujesz?
-Tak- odpowiedziała krótko, stawiając przed sobą dwa kubki, po czym usiadła na blacie, czekając aż woda w czajniku się zagotuje.
-Hobbystycznie czy…?
-Zajmuje się tym- weszła mu w słowo. -Studiuje fotografie, pracuje. To jedyna rzecz, w której jestem dobra. Tak mi się przynajmniej wydaje. 
-Super sprawa- stwierdził, zakładając dłonie za kark. -Zawsze chciałem zobaczyć jak to wszystko funkcjonuje.
-Wiec dlaczego nie zrobisz tego teraz?- wypaliła, a na jej twarzy wykwitł soczysty rumieniec. -Jeśli chcesz oczywiście.
-Serio?- wstał z miejsca i podszedł bliżej, będąc wyraźnie podekscytowany.
-Tak, przyda mi się pomoc- uśmiechnęła się ciepło i wręczyła mu kubek parującego napoju.
     To był jeden z tych dni, kiedy nie robisz nic nadzwyczajnego, a i tak sprawia ci to ogromną frajdę. Tak właśnie się czuł, wyciągając zdjęcia z kuwet i wieszając je na sznurku. Nie mógł oderwać wzroku od twarzy Zoey, która promieniała radosnym blaskiem. Śmiali się do rozpuku, rozmawiały o głupich rzeczach i spędzili razem naprawdę dobry czas. Zoe była niezwykle roztargnioną osobą, ale napawała Liam'a jakimś dziwnym spokojem i lekkością. Zapomniał o wszystkich problemach, liczyło się tylko tu i teraz. Przyszedł tu z nadzieją porozmawiania z Lo i pomimo tego, że jej nie zastał, faktycznie poczuł się lepiej. Tak, jak nie czuł się już naprawdę dawno.


~*~

Heeeeeeeeej. Dawno mnie tu nie było, ale w końcu udało mi się coś napisać. Nie wspominając o tym, że wyszło mi strasznie gównianie, za co ogromnie przepraszam.
Błędy poprawie jutro, bo naprawdę nie mam siły teraz na tym siedzieć.
Nie wiem kiedy pojawi się coś nowego, podejrzewam, że w święta. I uwaga, tu coś dla fanów Lo i Zayn'a, bo cały rozdział będzie się skupiał tylko wokół tej dwójki.
Nie pamiętam już kogo miałam informować, więc jeżeli chcecie dostawać wiadomości o nowym rozdziale na waszych blogach/twitterze/gdziekolwiek indziej, wpiszcie się pod zakładką KONTAKT, znacznie ułatwi mi to sprawę.
Miło tu wrócić, mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze został ;) Piszcie co sądzicie i do następnego <3

19 wrz 2013

Informacja

Wiem, że czekacie na nowy rozdział i zdaję sobie sprawę z tego, że nie spodoba Wam się to co tutaj przeczytacie. Nie chce Was dłużej trzymać w niepewności, ale nie wiem kiedy będę w stanie coś napisać. Serio. Jak już siadłam przed komputerem, to przez pół dnia wpatrywałam się w biały ekran. W końcu udało mi się napisać jedno głupie zdanie. I nadal gapie się w puste miejsce i nie mogę ruszyć dalej. Wiem, że Was zawiodłam, zjebałam na całej linii. Te z Was, które same piszą pewnie wiedzą o czym mówię. To jest jakaś wewnętrzna blokada, która uniemożliwia napisanie czegoś sensownego. Mam już zaplanowany cały rozdział  poszczególne akapity, ale po prostu nie mogę tego spisać. Absolutnie nie mówię, że to koniec bloga, że już nic się tutaj nie pojawi. Mam już zaplanowane końcowe rozdziały i bardzo bym chciała, żeby się tutaj pojawiły. Po prostu chcę Wam powiedzieć, bez zbędnego owijania w bawełnę, że na nowy rozdział trzeba będzie trochę poczekać. Możecie mnie opieprzyć, okrzyczeć i zwyzywać. Pozwalam. Już tak mam, że jak długo nie piszę, to potem ciężko mi idzie. Ale bądźmy dobrej myśli, powinnam się wkrótce odblokować  zwłaszcza, że idę na takie studia, na których pewnie będzie mnóstwo pisania. Jak coś się ruszy, to Was o tym poinformuje.
I dziękuje Wam szalenie za taką liczbę wejść, komentarzy (już 201, yeeeeee ;D) i obserwatorów. Jesteście nieocenione, a ja głupia nawet nie potrafię się odwdzięczyć nowym rozdziałem. Wierzcie, że jest mi z tego powodu bardzo źle i głupio i smutno i wgl. I z całego serca Was za to przepraszam. Ale mam nadzieję, że zrozumiecie.
Proszę o jeszcze odrobinę cierpliwości i miejmy nadzieję, do szybkiego napisania ;)

12 lip 2013

Rozdział 6

     Świat jest pełen obietnic. Obietnice bogactwa, szczęścia, wiecznej miłości. Niektórzy sądzą, że mogą wszystko przysiąc, inni zaś na to przystają, bo łudzą się, że zapewni im to lepszą przyszłość. Ci, którzy łamią obietnice, czują się bezsilni i sfrustrowani. Nic tak nie boli jak złamane słowo, które daje nadzieję na coś, co nigdy się nie wydarzy. A wszystkie puste obietnice, przesiąknięte manipulacją, sprawiają, że nawet ból potrafimy zadawać z gracją. To tylko słowa, mogą nic nie znaczyć dla jednych, drugich trzymają przy życiu. Obiecać można wszystko, ale nie znaczy, że spełni się to naprawdę. Najgorzej jest jednak wtedy, kiedy za wszelką ceną chcesz sprostać danej przysięgi, ale po prostu nie jesteś w stanie. Bo przecież mamy obowiązek dotrzymywać obietnic, nawet tych najtrudniejszych.
     Samolot oderwał się od ziemi. Lo obserwowała jak to wszystko na dole staje się coraz mniejsze, aż w końcu znika zupełnie, zostając zastąpione przez białe chmurki, które teraz zewsząd ją otaczały. Kiedy wznieśli się na odpowiednia wysokość stewardesa zezwoliła na odpięcie pasów, wiec blondynka usadowiła się wygodniej w obitym kremową skórą fotelu. 
     Te kilka poprzednich dni było niezwykle intensywnych. Po weekendzie spędzonym w Bradford musiała czym prędzej wrócić do Londynu, by załatwić sprawy w redakcji, pomóc Zoey przy zdjęciach, uporządkować formalności związane z kolejną podrożą i spakować się na wyjazd do Stanów. Wszystko to wymagało od niej nie lada wysiłku i nerwów, zwłaszcza, że gdy rodzice dowiedzieli się o kolejnym ataku, nie chcieli jej nigdzie puścić. Ale siedziała teraz na pokładzie prywatnego odrzutowca i leciała do Nowego Jorku. Początkowo miała skorzystać z późniejszego lotu, który chłopcy zarezerwowali dla swoich bliskich. Ale okazało się, że lista była już przepełniona i nie pozostało ani jedno wolne miejsce. Musiała wiec skorzystać z podróży z wszystkimi ludźmi odpowiedzialnymi za koncert- stylistami, dźwiękowcami, ochroną, managerami, zespołem i samymi chłopcami. Oprócz niej jedyną neutralną osobą na pokładzie była Eleanor, która teraz zażarcie dyskutowała o czymś z Louis'em. Rozejrzała się dookoła. Harry zapisywał coś w brązowym notesie i co jakiś czas łypał na nią groźnie. Chyba nie był zadowolony z jej obecności i z faktu, że nikt go nie poinformował, bo gdy tylko Lo pojawiła się na lotnisku zrobił pozostałym ostrą awanturę. Liam i Niall pochłonięci byli oglądaniem jakiegoś filmu, a siedzący obok niej Zayn chyba właśnie zasnął, bo jego klatka miarowo unosiła się do góry. Właśnie dlatego nienawidziła długich podróży. Jej organizm całkowicie odrzucał spanie w innym miejscu niż wygodne łóżko, dlatego po każdym locie była niesamowicie wyczerpana. Za to Zayn'owi nie robiło różnicy czy to fotel czy krzesło czy może czyjeś ramię, a nawet donośny dźwięk budzika nie był w stanie go zbudzić. Dlatego była przekonana, że przez długie 6 godzin nie będzie mogła skorzystać z jego towarzystwa. Zrzuciła wiec z ramion ciepłą bluzę, ściągnęła czapkę i chwyciła w dłonie torebkę. Wyciągnęła z niej książkę Coben'a, na którego punkcie miała ostatnio obsesje i słuchawki, które uprzednio podpięła do telefonu. Rozkoszując się pierwszymi dźwiękami piosenki odpłynęła w inny świat.
     Licznik na sporym ekranie wskazywał, że do końca podróży pozostała im mniej niż godzina. Lo wstała z miejsca, by nieco rozprostować kości, po czym ponownie opadła na skórzany fotel. Zdążyła dokończyć książkę, oglądnąć kilka odcinków "How I met your mother", zjeść nieziemsko dobrą kolacje i wypić kilka kaw. Oczywiście przez cały ten czas nie była w stanie zmrużyć oka, chociaż czuła się niesamowicie wyczerpana. Spojrzała na puste siedzenie obok. Zayn przed paroma minutami poszedł do Paul'a, zostawiając ją samą w pogrążonym snem samolocie. Poprawiła słuchawki i przymknęła powieki. Wsłuchała się w rytm radosnej piosenki, mając ochotę śpiewać ją na głos, gdy nagle poczuła czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Momentalnie otworzyła oczy i wyjęła z ucha lewą słuchawkę. Miejsce, które przed chwilą zajmował Malik, było teraz okupowane przez blond Irlandczyka. Niall uśmiechnął się nieznacznie i pochylił się nieco do przodu.
-Czego słuchasz?- spytał zaciekawiony, przyglądając się telefonowi, który trzymała w dłoni.
-Odkryłam niedawno świetny zespół. Mają naprawdę fajne kawałki- powiedziała, zwiększając głośność. -Czekaj, teraz będzie najlepszy fragment - podała mu jedną słuchawkę i czekała na jego reakcje.
Niall zaśmiał się radośnie, gdy w głośnikach usłyszał swój własny głos, podczas solówki w "Kiss you". 
-Faktycznie dobrzy- stwierdził i założył dłonie za głowę.
-Niesamowicie utalentowani, a do tego nieziemsko przystojni- westchnęła rozmarzonym głosem.
-Wszyscy?- Niall uniósł jedną brew do góry i spojrzał na nią filuternie.
-Bez wyjątku- trąciła go lekko w ramię i puściła mu oczko.
Musiała odrobinę rozładować sytuacje, bo doskonale wiedziała na jaki tor zmierza ich rozmowa. Że za chwile blondyn zapyta o jej pobyt w Bradford i cała ta radosna atmosfera zniknie bezpowrotnie.
-Lo- spojrzał na nią zbolałym wzrokiem. -Co z Zayn'em?
-Robiłam wszystko co w mojej mocy, Niall. Naprawdę dużo rozmawialiśmy, on dużo myślał. Pomogłam mu zrobić listę plusów i minusów. Ale nie wiem jaka jest jego ostateczna decyzja. Myślę  że on sam jeszcze nie wie. Pozostaje nam tylko czekać- westchnęła i położyła dłoń na jego ramieniu, lekko je ściskając. -Jak to ma wyglądać? Powie na koncercie, że to koniec?
-Nie, Paul zwołał konferencje na 4 grudnia. Zayn ma tylko o niej poinformować- wyjaśnił. -Nie chce, żeby odchodził- blondyn spuścił wzrok.
-Wiem, Niall- szepnęła, a głos jej lekko zadrżał. -Wiem.
     Spojrzeli na siebie, a w ich oczach malował się ogrom smutku i bólu. Lo ponownie wyciągnęła do niego dłoń ze słuchawką  a on umieścił ją w uchu. Siedzieli w milczeniu, wsłuchując się w spokojne dźwięki muzyki, która teraz koiła ich zdruzgotane serca. Blondynka wyjrzała przez okno. Błękit oceanu, który jeszcze przed chwilą rozpościerał się pod nimi został zastąpiony przez piaszczyste wybrzeże, a zaraz potem jej oczom ukazały się olbrzymie wieżowce. Witaj Nowy Jorku.

~*~

     Lotnisko JFK wydawało jej znacznie większe od tego, które zdołała zapamiętać z ostatniej podróży. Zaraz po opuszczeniu pokładu dołączyło do nich więcej ochroniarzy, pomimo tego, że już było ich całkiem sporo. Gdy tylko weszli na terminal od razu w oczy rzuciła jej się masa wiwatujących fanów i grupa fotografów, która przepychała się do przodu, by złapać jak najlepsze ujęcie. Dziewczyny piszczały, zawzięcie machały dłońmi  niektóre płakały, prosiły o zdjęcia, a jeszcze inne wymachiwały kolorowymi transparentami. Ludzie znajdujący się na lotnisku przystanęli, by zobaczyć co wywołało tak wielkie zainteresowanie. Błysk fleszy i ogłuszające krzyki w jednej chwili ją sparaliżował. Stała w miejscu, nie mogąc się poruszyć. Ktoś coś wołał, dźwięki migawki się nasiliły, wokół zgromadziło się jeszcze więcej gapiów, a ona czuła, że zaraz zemdleje. Otworzyła szerzej oczy i z przerażeniem patrzyła przed siebie. Nie była przygotowana na coś takiego. W Londynie od razu przewieźli ich na płytę, odbyło się więc bez odprawy, fanów i paparazzi. Ten cały tłum, to było zbyt wiele. Zaczęło kręcić jej się w głowie i pewnie upadłaby na ziemie, gdyby nie czyjeś ręce, które przytrzymały ją w pasie. Zayn stał tuż przed nią i patrzył na nią zmartwiony. Położył dłonie na jej ramionach, a jego dotyk podziałał na nią uspokajająco. 
-Spokojnie- szepnął. -Nie zwracaj na nich uwagi.
     Nie była w stanie nic powiedzieć, więc pozwoliła, by silne ręce Zayn'a ciągnęły ją do przodu. Otrząsnęła się dopiero, gdy znaleźli się przy bramkach, ale cały czas trzymała się blisko chłopaka. Gdy przechodziła przez kontrolę, maszyna kilkakrotnie zapiszczała, więc zmuszona była ściągnąć z siebie wszelkie ozdoby, włącznie z butami. Przewróciła oczami z poirytowana. Wzmożona ostrożność Amerykanów mogła doprowadzić do szału. 
     Ponownie chwyciła ramię Zayn'a i poprawiła jego rozczochrane włosy, co było dużym błędem, bo momentalnie otoczyła ich grupa wścibskich dziennikarzy. Szybko cofnęła dłoń, ale chłopak zatrzymał ją w połowie drogi, mówiąc, żeby się tym nie przejmowała. Grupa ochroniarzy co chwile odgradzała im drogę, pilnując, by nikt zbytnio nie zakłócał im spokoju. Jeden z nich krzyknął, że chłopcy są bardzo zmęczeni po podróży i niestety nie zrobią z nimi zdjęć. Preston wypchnął ich na zewnątrz, gdzie czekał już czarny van. Wpakowali się do środka, zostawiając ten cały gwar daleko za sobą.

~*~

     Donośne pukanie dopłynęło do jej uszu. Początkowo ciche, teraz znacznie przybrało na sile. Najpierw myślała, że to senna jawa, ale gdy dźwięk nie ustawał zdała sobie sprawę z tego, że ktoś naprawdę chce dostać się do środka. Zdezorientowana usiadła na łóżku i rozejrzała się dookoła. Była w hotelowym pokoju, który był znacznie za duży dla jednej osoby. Chciała zatrzymać się u któregoś ze znajomych, ale chłopcy uparli się, że skoro jest ich gościem, to ma nocować w wynajętym przez nich skrzydle Hotelu Hilton. Walizka wciąż leżała nierozpakowana, a ona nadal miała na sobie to samo ubranie, które zakładała na siebie w Londynie. Była tak wyczerpana długą podróżą i zmianą czasu, że gdy tylko dostała kartę, momentalnie zasnęła. Nie potrafiła nawet stwierdzić ile godzin jej to zajęło.
     Ktoś ponownie zapukał, krzycząc przy tym jej imię. Poprawiła rozczochrane włosy i nieco rozmazany makijaż, po czym chwyciła za klamkę  Przed nią stali Liam, Louis i Zayn, którzy wyglądali na bardziej wypoczętych i rześkich niż ona. Najstarszy z nich trzymał w ręku iPad'a.
-Przepraszam, usnęłam- powiedziała i zaprosiła ich do środka.
-Nie chcieliśmy cie obudzić- zmieszany Louis podrapał się po głowie.
-W porządku. Pewnie i tak trochę za długo mi zeszło- wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się do nich lekko.
Bez słowa usiedli na kanapie, a Lo podniosła rolety, wpuszczając do środka kilka promieni słonecznych.
-Co jest?- spytała, widząc ich nieciekawe miny.
-Jest pewnie problem- zaczął Zayn i spojrzał na nią zmartwiony.
-Musisz coś zobaczyć- Liam poprosił, żeby przysunęła się bliżej, co niezwłocznie zrobiła. 
     Louis wręczył jej tablet, a ona sprawnie przesuwała palcami po ekranie. Natrafiła na masę artykułów, o coraz to ciekawszych nagłówkach. Od "Kim jest ta tajemnicza blondynka, która przyleciała z chłopcami do USA?" po "Nowa miłość Zayn'a?". Na stronach figurowały setki zdjęć z jej wizerunkiem. Jak stoi, idzie, ściąga buty, wsiada do samochodu. Te, gdzie trzymała Malik'a za rękę, albo poprawiała mu włosy faktycznie wyglądały dosyć dwuznacznie. Liam zamknął poprzednie karty i otworzył tą z Twitterem, gdzie tysiące fanek przekrzykiwały się o to, kim może być. Niektóre z nich były naprawdę nieprzyjemne. Lo patrzyła na to wszystko z szeroko otwartymi oczami, jednakże spodziewała się, że nagłe pojawienie się obcej dziewczyny u ich boku może wywołać nie mały szum. Payne ponownie pozamykał karty, zostawiając otwartą tylko jedną z nich. Louis nachylił się odrobinę, by lepiej widzieć ekran.
 -Chwytliwy nagłówek, nie ma co. Prawie jak w tej piosence- przewrócił oczami i zaczął nucić pod nosem "Who's that chick?".
-To tylko kwestia czasu, zanim dziennikarze dowiedzą się o tobie czegoś więcej. Będą za tobą chodzić, zadawać pytania, robić zdjęcia. Możesz stać się dla nich niezłą pożywką- powiedział Liam, patrząc na nią ze smutkiem.
-Nie powinniśmy byli cie w to pakować- Zayn spojrzał na nią przepraszająco.
-Wiem, że na lotnisku wyglądałam jak przestraszona kuropatwa, ale w rzeczywistości um…, wydaje mi się, że jestem nieco silniejsza, odporna na pewne sprawy- wyjaśniła, uśmiechając się do nich delikatnie.
-Ale…
-Poradzę sobie, Zayn. Nie musicie się martwić- powiedziała, patrząc na nich uważnie.
-Jesteś pewna?- Liam położył jej dłoń na ramieniu.
-Na tysiąc procent- kąciki jej ust powędrowały do góry. -Błagam, zmieńcie te grobowe miny. Za kilka dni występujecie na Madison Square Garden. To ogromny powód do radości.
Chłopcy momentalnie się rozpogodzili, ale w dalszej rozmowie przeszkodziły im donośne krzyki, dobiegające z dołu i głośny błysk fleszy, który było słychać aż tutaj. Lo szybko podeszła do okna i wyjrzała na zewnątrz. Wśród tłumu paparazzi dostrzegła szczupłą blondynkę, która ściskała za rękę wysokiego bruneta z kręconymi włosami. 
-Czy to Taylor Swift?- spytała zszokowana, obracając się do chłopaków. -I Harry? Taylor i Harry?! Są razem? Przecież on… Jeszcze tydzień temu widziałam go z inną. Nie przeszkadza jej to?
-To trochę skomplikowane- odparł szybko Liam, patrząc porozumiewawczo na resztę.
-Dziwne- powiedziała Lo i wróciła na poprzednie miejsce. -To jakie macie plany na dzisiaj? 
-Zaraz mamy próbę- jęknął zrezygnowany Lou. -Jutro kolejną, a potem następna. Liam, co robimy w sobotę?
-Mamy próbę- odparł Payne, wzruszając ramionami.
-Co za niespodzianka!- wykrzyknął Louis z przesadną radością.
-Jęczysz jak baba- westchnął Li, a blondynka rzuciła mu oburzone spojrzenie.
-Chciałem trochę poużywać z tego pięknego miejsca, a cały czas muszę siedzieć  w hali.
-Jeszcze będziesz miał okazję- uspokoił go Zayn.
-Dobra, będziemy się zbierać- Liam spojrzał na zegarek, a chłopcy wstali z miejsc.
-Właśnie, Lo- Louis obrócił się jeszcze w jej stronę. -Eleanor jest tu pierwszy raz i za bardzo nie wie gdzie co jest, a ja nie dam rady jej pokazać. Zabrałabyś ją gdzieś?
-Jasne- uśmiechnęła się, przystając na jego prośbę.
Przekroczyli próg, a Malik ponownie spojrzał na nią zmartwiony.
-Wszystko ze mną w porządku, Zayn- przewróciła oczami. -Idź już.
Wypchnęła go na korytarz i w końcu zajęła się wypakowywaniem walizki.


~*~

     Louis faktycznie nie żartował z tym nadmiarem prób. Prawie każdą wolną chwile spędzali w gmachu Madison Square Garden, a Lo widywała ich tylko na posiłkach. A gdy nie ćwiczyli spędzali wolny czas na odpoczynku, lub załatwiali masę innych spraw związanych z zespołem. Była więc zmuszona zorganizować sobie jakoś czas, bo siedzenie w hotelowym pokoju, będąc w takim miejscu jak Nowy Jork w ogóle nie wchodziło w grę. Zabrała więc El i pokazała jej miasto od jego najlepszej strony. Zwiedzały tak dużo, że po całodniowych wycieczkach odpadały im nogi, ale nie żałowały żadnej chwili. Serce Manhattanu biło własnym rytmem, a nad budynkami unosiła się ta cudowna otoczka oryginalności i odrobina wyjątkowej magii. Lo była oczarowana tym miejscem, każdym jego najmniejszym elementem. Po kilku dniach dołączyli do nich niektórzy z członków rodzin chłopców i spokojnie można powiedzieć, że wzięli Nowy Jork szturmem. Odwiedzali najlepsze restauracje, stare bary, urocze kawiarnie, centra rozrywki, ogromne galerie handlowe. Spędzili naprawdę niesamowity czas.
     Siedziały właśnie w jednym z nowojorskich Starbucksów, odpoczywając po długich zakupach, a masa kolorowych toreb spoczywała u ich stóp. Lo przed chwilą odebrała swoje zamówienia i rozkoszowała się słodkim smakiem ulubionej kawy. Eleanor, z pozoru wyglądająca na cichą, nieśmiałą i zamkniętą dla nieznajomych okazała się niezwykle radosną, głośną, przepełnioną optymizmem osobą. Była prawie taka jak Louis.
-Nie chce być wścibska- odezwała się brunetka, kładąc na stoliku pomarańczowy kubek. -ale czy ty i Zayn…, czy wy…, macie się ku sobie?
-Nie- zaśmiała się dźwięcznie. -Tylko się kumplujemy.
     Nie miała pojęcia jak właściwie określić relacje, które ich łączyły. Przyjaźń to za duże słowo. Zdecydowanie nie bawiła się w coś takiego jak związki. Lubiła go, uwielbiała spędzać z nim czas, czuła się dobrze w jego towarzystwie. Zayn był kimś wyjątkowym, doskonale potrafił poprawić jej humor, był wybornym słuchaczem i idealnym partnerem do jej głupich pomysłów. Dlatego chciała utrzymać tą znajomość, pragnęła, by trwała ona jak najdłużej i przerodziła się w coś trwalszego. Mogli jeszcze tego nie wiedzieć, ale niesamowicie potrzebowali siebie nawzajem.
-A pozostali?- dziewczyna upiła łyk swojej kawy i spojrzała na Lo. -Wiesz, oni gadają o tobie jak nakręceni. Musieli naprawdę mocno cie polubić.
Blondynka uśmiechnęła się szeroko, musząc przyznać, że słowa El niezwykle ją ucieszyły.
-Oprócz Harry'ego- westchnęła. -Chyba nie darzy mnie zbyt wielką sympatią.
-Nie przejmuj się nim. Ostatnio ma problem sam ze sobą- brunetka wzruszyła ramionami.
-Czy on zawsze taki był, no wiesz… Czy zawsze zachowywał się jak totalny dupek?
-Nie. Znałam go jeszcze zanim dołączył do zespołu. Był kochanym, uroczym chłopcem z masą marzeń i wielkim sercem.
-Więc co się z nim stało?- spytała, przysuwając się bliżej. 
Spojrzała za okno, gdzie kilka fanek przyciskało nosy do szyby, robiąc im zdjęcia, a Preston próbował je odgonić.
-To trwa od pół roku. Nie znam szczegółów, ale chyba poszło o dziewczynę. Wydaje mi się, że te lekceważące zachowania Harry'ego, to taka skorupa ochronna. Wiesz, żeby się nie załamać- wyjaśniła Eleanor, jednocześnie stukając coś na ekranie telefonu.
-Czyli jednak ma serce?- Lo prychnęła pod nosem i spojrzała na nią z zaskoczeniem.
-Chociaż na to nie wygląda, to zapewniam cię, że ma. I to ogromne. Tylko schował je bardzo głęboko i chyba potrzebuje kogoś, kto na nowo nauczy go z niego korzystać.

~*~

     3 grudnia przyszedł niespodziewanie szybko. Lo siedziała w swoim pokoju, gotowa do wyjścia. Miała pojechać z chłopakami wcześniej, by załapać się na próbę dźwiękową, a Niall obiecał jej pokazać jak to wszystko wygląda "od kuchni". Miejsce, gdzie się przebiorą, gdzie Lou ułoży im włosy, gdzie będą jedli, skąd wjadą na scenę. Miała być tam razem z nimi, co ogromnie ją ekscytowało.
Zamknęła wszystkie pliki w komputerze i już miała go wyłączać, gdy nagle usłyszała charakterystyczny dźwięk przychodzącego pochodzenia. Nakierowała myszką na zielony przycisk, a przygnębiona twarz jej siostry rozbłysła na ekranie.
-Hej, Liz- powitała ją, przesadnie słodkim głosem. -Coś się stało? Nie wyglądasz najlepiej.
-Nienawidzę cię- rzuciła przez zęby, a Lo uświadomiła sobie, że mała wcale nie była smutna, a najzwyczajniej w świecie wściekła. I to porządnie. 
-Za co tym razem?- starsza z sióstr Shearer przewróciła oczami i jeszcze raz sprawdziła, czy aby na pewno wszystko wzięła.
-Wyobraź sobie, że wchodzę na jedną ze stron plotkarskich i widzę masę zdjęć jakiejś blondynki, która przyleciała z One Direction do Nowego Jorku. Ta dziewczyna jest bardzo podobna do ciebie- powiedziała, już nieco spokojniej. -Błagam, powiedz, że to nie byłaś ty. Że nie siedzisz tam teraz z nimi.
Lo wzięła do ręki laptopa i przeniosła go bliżej okna. Odsłoniła rolety i skierowała kamerę na Statuę Wolności, którą było widać gdzieś w oddali. Potem wyszczerzyła się głupio do ekranu, patrząc jak Lizzie gotuje się ze złości.
-Matko, jak ja cię nienawidzę- rzuciła ponownie i chyba mocno w coś uderzyła, bo Lo usłyszała niesamowity huk. -Idziesz na koncert?
-Taaak- odpowiedziała przeciągle. Uwielbiała się z nią drażnić. -Nie martw się, zrobię ci zdjęcia, a może nawet nakręcę filmik.
-To niesprawiedliwie- Liz zrobiła się czerwona na twarzy, po czym wybuchła niepohamowanym płaczem. -Nawet nie znasz ich piosenek, nic o nich nie wiesz. To ja jestem Directioner, ja powinnam tam być  nie ty. Dlaczego mnie nie zabrałaś ze sobą? To dla mnie ogromnie ważne. Chce umrzeć. 
-Spokojnie mała- Lo spojrzała na smutną twarz siostry i aż ścisnęło ją w sercu. Nie powinna być dla niej aż tak chamska. -Zabiorę cie na następny koncert, załatwię autografy, spotkanie z chłopcami. Co tylko zechcesz- nie wiedziała czy to faktycznie się uda, ale musiała ją jakoś uspokoić. 
-Obiecujesz?- Liz otarła łzy z rozgrzanych policzków i spojrzała na nią z nadzieją.
-Jasne- odparła szybko. 
-Zrób dużo zdjęć, dobra?- zaleciła, a blondynka twierdząco pokiwała głową.
Drzwi pokoju otworzyły się i do środka wszedł lekko podenerwowany Zayn.
-Lo, musimy się zbierać- rzucił, a gdy tylko Liz usłyszała jego głos, jej oczy momentalnie się powiększyły.
Blondynka rzuciła mu nikły uśmiech, szepnęła krótkie "uwaga", chłopak spojrzał na nią zdezorientowany, a już po chwili cały pokój wypełnił podekscytowany pisk. Lo przyciągnęła go przed ekran, a gdy tylko trzynastolatka zobaczyła jego twarz, chyba przestała oddychać. 
-Um, cześć Lizzie- rzucił Zayn, drapiąc się w tył głowy.
-Aaaaaaa!- wykrzyknęła głośno. -O matko. To Zayn Malik. To prawdziwy Zayn Malik. I do tego zna moje imię. O matko. Kocham cię. 
Bredziła bez sensu, a chłopak śmiał się tylko, widząc jej ogromne podekscytowanie.
-Wyluzuj, mała- uspokoiła ją Lo. -Idziemy już.
Dziewczynka tylko pokiwała głową, a słowa siostry chyba nie do końca do niej dotarły. Zayn pomachał jej na pożegnanie i stanął w drzwiach. Lizzie przybliżyła się nieco.
-Wziął mnie za totalną idiotkę, prawda?- szepnęła, tak by Malik niczego nie usłyszał.
-Sama sobie odpowiedz na to pytanie- powiedziała Lo i jeszcze raz się zaśmiała, przypominając sobie rekcje siostry. -Pa, Liz.
Nie czekając na jej odpowiedź szybko zamknęła komputer i odłożyła go na stolik. Wzięła potrzebne rzeczy, zatrzasnęła drzwi i wyszła na korytarz, gdzie czekał już na nią szatyn.
-Zayn- zawołała, a on odwrócił się w jej stronę, będąc wciąż rozbawiony poprzednią sytuacją. -Zdecydowałeś już?- spytała, a on zaprzeczył. -Jeśli to ma być ostatni występ w twoim życiu, to daj z siebie wszystko. I pamiętaj, jestem tuż obok.
Chłopak nic nie odpowiedział, tylko przyciągnął ją do siebie i mocno przytulił, szepcząc we włosy ciche "dziękuje". Potem objął ją ramieniem i w milczeniu weszli do windy, by zaraz potem odjechać pod ogromny gmach najsłynniejszej areny świata.

~*~

     Tutaj, w środku Madison Square Garden wydawało się jeszcze większe. Arena, spowita teraz ciemnością, wypełniona była tysiącami fanów, których marzenia spełniały się właśnie w tej chwili. Całą niesamowitą atmosferę tego miejsca czuło się na własnej skórze. Lo, razem z Eleanor i Taylor, którą otaczało kilkoro ochroniarzy stały tuż po sceną, w specjalnie wyznaczonym i ogrodzonym miejscu. Bliscy chłopców mieli własny sektor, gdzieś po lewej stronie. Przed chwilą skończył się występ Ed'a Sheeran'a, na którym, razem z El śpiewały jego piosenki. Teraz niecierpliwie czekały na główne wydarzenie koncertu. Lo czuła to całe podekscytowanie- serce biło jej tak szybko, jakby zaraz miało wyskoczyć z piersi, a przez jej ciało co jakiś czas przelewała się fala dreszczy. Była pełna pozytywnych emocji.
     Nagle scenę spowiły niebieskie światła, powodując, że cała hala momentalnie się rozjaśniła. Głośne piski przybrały na sile, ale były one niezwykle przyjemne. Lo spojrzała na Eleanor, która twierdząco pokiwała głową, a po chwili krzyczały razem z tłumem, doskonale się przy tym bawiąc. Logo zespołu pojawiło się na wielkim ekranie, a zaraz potem został wyświetlony krótki filmik. Lampki wokół sceny zaczęły migotać jak szalone, a po chwili zaczęło się wielkie odliczanie. Blondynka myślała, że zaraz eksploduje z nadmiaru emocji. Gęsty dym wypełnił arenę, dzięki czemu wyglądała jeszcze niezwykłej. Fanki głośno skandowały kolejne cyfry, a gdy doszły do jedynki scena pojaśniała niebieskim światłem. Dym zaczął tryskać z sufitu i z podłogi, dając naprawdę oszałamiający efekt. Zachwycona całą oprawą, nawet nie zauważyła kiedy chłopcy pojawili się na scenie. Musieli na nią wjechać, tak jak przed koncertem pokazywał jej Niall. Byli tak blisko, że gdyby trochę bardziej wyciągnęła rękę, spokojnie mogłaby ich dotknąć. Całą aule ponownie wypełniły radosne piski, a Liam zaśpiewał pierwsze wersy "Up all night". 

     Musiała przyznać, że pierwszy raz spotkała się z tym, że artyści śpiewają lepiej na żywo niż na płycie. Byli absolutnie genialni. Chyba wzięli sobie do serca jej rade, gdy przed koncertem mówiła im, żeby niepotrzebnie się nie przyjmowali, tylko cieszyli chwilą, bo dali z siebie wszystko. Brzmieli tak dobrze, że aż ciężko to opisać. Byli przy tym doskonale zgrani i idealnie się uzupełniali. Widać było, że sprawia im to wiele radości. Wszystkim bez wyjątku. Śmiali się, skakali, tańczyli, wygłupiali. Istne szaleństwo. Potrafili oczarować wszystkich zgromadzonych w środku, co było naprawdę niesamowite. Lo cały czas obserwowała Zayn'a, który wyglądał, jakby sprawiało mu to niesamowitą frajdę, jakby wcale nie myślał o odejściu. Przechodził samego siebie, angażował się w każdy wyśpiewany wers, a gdy wyciągał wysokie dźwięki, miała ochotę zbierać szczękę z podłogi. Jednocześnie chciała wbiec na scenę i błagać go, żeby został. Ten chłopak ze swoim anielskim głosem idealnie pasował do tego zespołu. 
     Lo bawiła się naprawdę świetnie. Skakała w rytm muzyki, śpiewała razem z nimi, głośno krzyczała, machała do nich zawzięcie, a oni uśmiechali się radośnie. Gdy podczas "One thing" fanki odśpiewały całą solówkę Liam'a zaparło jej dech w piersiach. A gdy w trakcie "Little things" aula pogrążyła się ciemnościach, a pomieszczenie rozświetliło tysiące światełek miała łzy w oczach. Podczas wysokich dźwięków w "Moments" ugięły się pod nią kolana. Harry, pomimo tego, że był niesamowitym dupkiem miał naprawdę niezwykły głos, którym była całkowicie oczarowana. Mogła ich słuchać bez końca, patrzyć na ich szczerą radość, cieszyć się razem z nimi. Była z nich niewyobrażalnie dumna. Nie chciała by ten wieczór się kończył, ale Liam właśnie zaczynał ostatnią piosenkę. 
     Pierwsze co uderzyło Zayn'a po wjechaniu na scenę to wielkość tego miejsca. Mieli tu naprawdę sporo prób, ale dopiero teraz, z tysiącami ludzi arena wyglądała tak oszałamiająco. Nie mógł uwierzyć, że tyle fanów przyszło ich oglądać. Tych pięciu chłopców, którzy jeszcze niedawno śpiewało na skromnych deskach X Factora, teraz podbijało cały świat. Czuł tak wielkie podekscytowanie, jak wtedy, gdy pierwszy raz występował na żywo. Serce waliło mu jak oszalałe, a uśmiech sam pojawiał się na twarzy, za każdym razem, gdy usłyszał w tłumie swoje imię. Skakał, śmiał się, cieszył się tym wszystkim, był w swoim żywiole. Robił to, co tak naprawdę kochał, o czym od dawna marzył. A gdy pomyślał, że miałby to być jego ostatni raz, że miałby to wszystko zostawić, zachciało mu się płakać. Patrzył na fanów, którym sprawiał ogromną radość, na chłopców, z których emanowało tak ogromne szczęście, na Lo, która machała do niego zawzięcie. Śpiewał z takim uczuciem, idealnie wyciągając każdy wers, rozkoszując się najmniejszym dźwiękiem. Czuł się naprawdę niesamowicie  jakby miał cały świat u swych stóp.
-Proszę państwa, po raz ostatni, Zaaaayn Maaaalik!- wykrzyknął Harry, podczas końcowej piosenki. Dla fanów oznaczało to "po raz ostatni" tego wieczoru, ale Zayn i pozostali chłopcy wiedzieli, że chodzi o coś więcej.
Zaczął śpiewać swoją partię, wkładając w to całe serce. Gdy "What makes you beautiful" dobiegło końca Harry ponownie chwycił mikrofon.
-Zanim zejdziemy, Zayn ma wam jeszcze coś ważnego do powiedzenia- wskazał dłonią na przyjaciela.
     Chłopcy zamarli, Niall spuścił wzrok i wyglądał, jakby miał się zaraz rozpłakać, Lo wstrzymała powietrze i modliła się w duchu, by jednak zmienił zdanie. Zayn spojrzał na wiwatujących fanów, na swoich najlepszych przyjaciół, na przygnębioną blondynkę i zmartwionych rodziców. Przypomniał sobie wszystkie wady i zalety sławy, które sam wypisał. W pamięci odtworzył obraz przesłuchań, każdego koncertu i nagrania. To uczucie, które wtedy czuł było najlepsze, jakiego kiedykolwiek doświadczył. Miał ogłosić jutrzejszą konferencję prasową. Ale nie mógł tego zrobić.
-Raz jeszcze, ogromne podziękowania dla was wszystkich. To dzięki wam tu jesteśmy, dzięki waszemu wsparciu osiągnęliśmy tak wiele. Jesteście najlepszymi fanami na świecie. Kochamy was!
     Kolorowe konfetti spadło z góry, a kilkanaście piłek wtoczyło się na scenę. Chłopcy spojrzeli na niego z niedowierzaniem, jakby nie do końca wierzyli w to, co przed chwilą usłyszeli. Lo odetchnęła z ulgą, przetarła twarz, a w środku czuła taką radość, że gdyby nie ochroniarze, to pewnie wskoczyłaby na scenę i rzuciła się na szatyna. Słowa Zayn'a nie mówiły wprost, że zostaje, ale pozwoliły im nadal mieć nadzieję.                   Malik uśmiechnął się do nich i przyciągnął ich wszystkich do siebie, czując się wyjątkowo szczęśliwym. Chłopcy utonęli w uścisku, a Niall trzepnął go w głowę. Sława miała swoje złe strony, ale gdy był na scenie czuł, że naprawdę jest sobą.

~*~

Za to, że tak długo musiałyście czekać, oddaje w Wasze ręce długi rozdział z mnóstwem obrazeczków. Nie wiem czy mi to wyszło, jakoś nie miałam pomysłu na tą część. Jednocześnie nie chciałam opisywać całego pobytu w Stanach zbytnio szczegółowo, bo gdybym to zrobiła, to w 20 rozdziale nadal byłby grudzień.
Przepraszam za wszystkie błędy i powtórzenia, ale nawet nie ma czasu przeczytać tego jeszcze raz, więc gdyby coś się pojawiło, to poprawie to jutro.
Dobiłam do 10 tysięcy wyświetleń, za co dziękuje Wam z całego serca. Kiedy zakładałam tego bloga nie sądziłam, że chociaż jedna osoba (oprócz mojej siostry i przyjaciółki) zechce go czytać. Nie wiem ile Was jest, ale dziękuje każdej z osobna, bo dajecie mi ogromną energię i sprawiacie, że szczerze się jak głupia do komputera. A niektóre komentarze powodują nawet, że mam łzy w oczach ;)
Jeśli macie jakieś pytania, to zapraszam na Ask'a [KLIK]. A jeśli chcecie być informowani o nowych rozdziałach na Twitterze, to wpisujcie swoje nicki pod zakładką KONTAKT.
Ważna sprawa- czy któraś z Was ma kogoś z rodziny/znajomych, kto studiuje/już skończył Dziennikarstwo i komunikacje społeczną na UJ? Byłabym wdzięczna za jakiekolwiek opinie.
Lece do pracy, a jak wrócę to chcę przeczytać masę pięknych komentarzy ;p Na pewno dacię radę. Do następnego ;**


28 cze 2013

Rozdział 5

     Ból jest niczym igła, kawałek raniącego skórę szkła. Ściska, kaleczy, rani, uniemożliwia normalne funkcjonowanie. Chwyta nas w swoje macki i wysysa chęci do życia. Ale musisz go pokonać, bo prawda jest taka, że nie da się go ominąć. To zdarza się codziennie. Cierpienie przychodzi niespodziewanie, odbiera nadzieje, przynosi mękę i krzywdę. Ten ból, który się wtedy czuje, to właśnie życie. A strach tylko przypomina o tym, że gdzieś tam istnieje lepszy świat i że warto o niego walczyć. Ból jest świetnym nauczycielem. Sprawia, że dojrzewamy. Stajemy się silniejsi, odporniejsi na ciosy z zewnątrz. Potrafimy sobie z nim radzić. Bo bez bólu i cierpienia nie istniejemy.
     Miarowy oddech wypełnił cały pokój. Poczuła palący ból w okolicach brzucha i już wtedy wiedziała, że w pełni odzyskała świadomość. Spróbowała się poruszyć, ale głupie podniesienie ręki nagle wydało się być niewyobrażalnie ciężkim wysiłkiem. Delikatnie uniosła jedną powiekę, ale opuściła ją zaraz, sycząc przy tym z bólu. Każdy, najmniejszy nawet ruch przysparzał jej masę cierpienia. Zacisnęła zęby i licząc w myślach do trzech, otworzyła szeroko oczy. Zamrugała kilkakrotnie, próbując przystosować wzrok do jasnego światła. Na zewnątrz panował mrok, a pokój oświetlała niewielka lampka, znajdująca się obok łóżka. Musiała więc być nieprzytomna kilka dobrych godzin. Ostrożnie przekręciła głowę w bok, czując jak potężna fala bólu ponownie przechodzi przez jej ciało. Zayn siedział na krześle, kilka centymetrów od niej. Oczy miał zamknięte, a głowa właśnie upadła mu na ramię. Pewnie był przy niej tak długo, aż w końcu zasnął ze zmęczenia. 
-Zayn- zawołała cicho, bo tylko na tyle było ją stać. Chciała szturchnąć go ręka, ale nie mogła nawet poruszyć palcami.
Chłopak momentalnie się ocknął i spojrzał na nią zdezorientowany. Była przeraźliwie blada i wciąż leżała w takiej samej pozycji, od momentu, gdy podniósł ją z podłogi.
-W końcu- powiedział z ulgą i rozmasował dłońmi obolały kark. -Potwornie mnie przestraszyłaś. Już ci lepiej? Nic cie nie boli? Możesz się ruszyć? Powiem mamie, żeby zadzwoniła po lekarza- potok słów wypłynął z jego ust, a ona kompletnie nie wiedziała, co ma mu powiedzieć.
-Nieee- jęknęła przeciągle. -Lekarz nie jest potrzebny. To nic takiego.
-Byłaś nieprzytomna prawie pięć godzin!- wykrzyknął. -Upadłaś tak bezwładnie na podłogę. Myślałem, że już po tobie. 
-Zayn- próbowała mu przerwać, lecz chłopak nadal kontynuował swój wywód. Przestała go słuchać, bo kolejna fala bólu przeszła przez jej ciało. -Zayn- powtórzyła głośniej i ignorując silne ukłucia w prawej ręce, ścisnęła go za ramię, mocno wbijając w nie paznokcie.
Chłopak przerwał w połowie zdania i spojrzał na nią uważnie. Zaciskała powieki i oddychała coraz ciężej.
-W mojej torebce- wskazała dłonią w kąt pokoju, rozpaczliwie próbując złapać powietrze. -jest takie białe pudełeczko. Podaj mi je.
Zayn natychmiast podniósł się z miejsca i chwycił torebkę w dłonie. Przerzucał wszystko, w jego ręce trafiały rożne przedmioty, ale pudełka za cholerę nie mógł znaleźć.
-Błagam, pospiesz się- syknęła z bólu i złapała się za brzuch. 
-Nie mogę tego znaleźć- powiedział spanikowany, po czym wysypał zawartość torebki na podłogę. Wyleciała z niej masa rzeczy- telefon, portfel, klucze, książka, jakieś kartki, kosmetyki, białe pudełeczko. Odetchnął z ulgą i czym prędzej wetknął przedmiot w jej małe dłonie. 
-Dzięki- odezwała się słabym głosem. -Gdzieś tam jest jeszcze termofor. Mógłbyś napełnić go gorącą woda?- zapytała, a on twierdząco pokiwał głową. -I to- dodała, wręczając mu saszetki, jedną wypełnioną mieszanką ziół, drugą białym proszkiem. -Po prostu zalej wrzątkiem. 
Chłopak spojrzał na nią zmartwiony. Wyglądała tak, jakby każdy ruch, każde wypowiedziane słowo sprawiało jej masę cierpienia. Lo posłała mu niewyraźny uśmiech, jakby chciała powiedzieć 'poradzę sobie'. Odwzajemnił gest i wyszedł z pokoju. Naprawdę się o nią martwił. 
     Blondynka została sama. Obracała w dłoniach niewielką strzykawkę, dziękując w duchu doktor Bance, za to, że zaleciła jej nosić przy sobie lekarstwa. Uniosła koszulkę do góry, podparła się na łokciach i zdjęła osłonkę z igły. Drżącymi rekami odnalazła rysunek zegara na swoim brzuchu i jednym, zdecydowanym ruchem wbiła igłę w sam środek tarczy. Syknęła z bólu, czując lekki ucisk, co oznaczało, że trafiła idealnie w prawy płat wątroby. Wzięła głęboki oddech i powoli zaczęła naciskać tłok strzykawki, a gdy doszła do końca, poczuła jak przyjemne ciepło wypełnia jej ciało. Opadła na poduszki i odetchnęła z ulgą. Lekarstwo natychmiast zaczęło działać. Ból znacznie zelżał, a Lo przymknęła powieki, wiedząc, że za kilkanaście minut zniknie całkowicie. 
     Po chwili do pokoju wrócił Zayn, niosąc w dłoni dwa kubki, nad którymi unosiły się kłęby pary. Podał jej niebieski termofor, który natychmiast położyła na brzuchu. Dźwignęła się na dłoniach, a chłopak poprawił poduszki, by swobodnie mogła się oprzeć. 
-Dziękuje- szepnęła, chwytając w dłonie mniejszy kubek. Dmuchnęła kilka razy, a następnie zamoczyła usta w gorącym napoju, biorąc mały łyczek.
-Co to było?- Zayn popatrzył na nią wyczekująco.
Zmarszczyła czoło w geście niezadowolenia. Musiała wymyślić naprawdę dobre kłamstwo. Postanowiła grać na zwłokę.
-Nic takiego- burknęła, nie patrząc mu w oczy.
-Lo- powiedział dobitnie, nie spuszczając wzroku z jej twarzy. -Zemdlałaś z bólu. To nie jest nic takiego.
Blondynka podniosła oczy i napotkała jego zatroskane spojrzenie. Nie mogła powiedzieć mu prawdy. Jeszcze nie teraz.
-Um…, niezręcznie mi o tym mówić- odgarnęła z twarzy niesforne kosmyki włosów i zacisnęła usta w wąska kreskę, próbując wczuć się z role. -To z powodu miesiączki. Niekiedy bóle są tak silne, że ląduje w szpitalu na serii zastrzyków- skłamała. -A teraz jeszcze doszedł do tego stres i bum..., zemdlałam.
-Stres?- Zayn przysunął się bliżej i wyglądało na to, że chyba łyknął jej historyjkę o bólach menstruacyjnych.
-Wiem, że znam was niedługo i w sumie nie powinnam się tym tak przejmować, ale kurde, zespół wam się rozpada. Oni sobie z tym nie radzą, ty sobie nie radzisz, a ja nic nie mogę zrobić- powiedziała na jednym wdechu. -Dlatego się denerwuje.
     Zayn spuścił wzrok. Poczuł lekkie ukłucie w sercu, a poczucie winy nagle zawładnęło jego ciałem. To poniekąd przez niego leżała teraz na łóżko, jeszcze kilka minut temu zmagając się z ogromnym bólem. Przywołał przed oczy obraz jej bezwładnej sylwetki, upadającej na podłogę. Strach, jaki wtedy poczuł był trudny do opisania. To naprawdę okropne, widzieć jak osoba, na której ci zależy traci przytomność, a ty nic nie możesz zrobić. 
     Już miał coś powiedzieć, gdy nagle drzwi do pokoju ponownie się otworzyły, a do środka weszła uśmiechnięta kobieta, która wyglądała jak Zayn w damskiej wersji.
-Przyniosłam wam coś do jedzenia- postawiła na stoliku talerz z przepysznie wyglądającymi kanapkami. -Lo, musisz być okropnie głodna.
Blondynka patrzyła nią w osłupieniu. Emanowało od niej takie ciepło, że Lo momentalnie poczuła się lepiej.
-Jestem Patricia, mama Zayn'a- uśmiechnęła się promiennie, podeszła bliżej i położyła dłonie na ramionach syna. 
-Catalonia, miło mi poznać- odezwała się, a kąciki jej ust uniosły się lekko do góry. Była zbyt wycieńczona, by silić się na coś więcej.
-Jesteś pewna, że nie wzywać lekarza?- obdarzyła ją zatroskanym spojrzeniem, dokładnie takim samym, jakie przed kilkoma minutami posłał jej Zayn.
-Nie. Już mi lepiej- zapewniła. -To nic poważnego.
-Pościeliłam ci w pokoju gościnnym. Powinnaś się położyć, pewnie jesteś zmęczona- oznajmiła pani Malik, a Lo spojrzała na nią zaskoczona. Ta kobieta była szalenie miłą osobą.
-Nie chce sprawiać kłopotu- blondynka podniosła się do pozycji siedzącej. -Znajdę jakiś hotel i tam się zatrzymam. 
-Nie ma mowy- zaprotestowała szybko. -Nie pozwolę na to, żebyś włóczyła się po mieście, zwłaszcza w takim stanie. Możesz zostać u nas jak długo chcesz.
-Dziękuje- Lo posłała jej uśmiech, tym razem znacznie wyraźniejszy niż poprzedni.
     Kobieta rzuciła jej ostatnie, zatroskane spojrzenie, życzyła im obojgu dobrej nocy i wyszła z pokoju. 
Gdy zostali sami, Zayn momentalnie znalazł się obok. Pomógł jej wstać, uważając przy tym, by nie wyrządzić jej krzywdy. Chciał ją wziąć na ręce i po prostu przenieść, ale ostro zaprotestowała. Stała teraz przy nim, ledwo trzymając się na nogach. Spróbowała zrobić kilka kroków, ale te odmówiły jej posłuszeństwa. Przytrzymała się szafy, a chłopak cały czas, z lekkim rozbawieniem patrzył na jej poczynania. Była niesamowicie uparta. Po chwili otoczył ją szczelnie ramieniem, a ona oplotła go rękami w pasie. Popatrzyła na niego w wdzięcznością, gdy już znaleźli się w pokoju gościnnym. Zayn ostrożnie poprowadził ją do łóżka, a gdy już się położyła, przykrył ją puchową kołdrą. Chłopak poszedł jeszcze po jej torbę, która została w samochodzie. Lo zarzuciła z siebie spodnie i sweter, zostając w samej koszulce. Była tak obolała, że pójście teraz pod prysznic byłoby dla niej ogromną katorgą. Poprawiła poduszki, ułożyła się wygodniej i pomimo ogromnego zmęczenia, jeszcze długo nie mogła zasnąć.

~*~

     Chyba ostatnie promienie słońca tej jesieni wpadły przez okno i teraz wesoło tańczyły na twarzy blondynki. Lo uśmiechnęła się pod nosem i leżała z wciąż zamkniętymi oczami, rozkoszując się przyjemnym ciepłem. Po krótkiej chwili błogiego lenistwa, przeciągnęła się delikatnie, po czym usiadła na łóżku. Z ulgą stwierdziła, że wczorajszy ból odpłynął w nieznane i czuła już tylko znikome ukłucia w okolicach brzucha. Spojrzała na wyświetlacz telefonu. Było kilka minut po 11. Przetarła zaspane powieki i zeskoczyła z łóżka. Wygrzebała z torby kosmetyczkę  bieliznę, legginsy i ciepły sweter i wychyliła głowę na korytarz. Postawiła bose stopy na miękkim dywanie i rozejrzała się dookoła, w poszukiwaniu drzwi, które wyglądałaby na najbardziej łazienkowe  Pchnęła dłonią te, pokryte białą farbą. Bingo. Ogromna łazienka, utrzymana w kolorach szarości i czerwieni całkowicie ją oczarowała. Całość wyglądała jak żywcem wyjęta z katalogu. Odnalazła duży prysznic, w którym spokojnie zmieściłyby się trzy osoby i weszła do środka. Strumień gorącej wody podziałał na nią kojąco. Zazwyczaj, biorąc kąpiel rozmyślała nad sensem życia, ale teraz zupełnie nic nie zaprzątało jej myśli. Po prostu stała, pilnując by przyjemne ciepło otuliło całe jej ciało, a intensywnie cudowny zapach truskawkowego żelu pod prysznic wypełniał jej nozdrza. Zakręciła kurek, opatuliła się puszystym rzecznikiem i zmyla z twarzy pozostałości wczorajszego makijażu  Wyszczotkowała zęby, dokładnie wytarła mokre włosy i nałożyła przygotowane wcześniej ubrania. Czuła się teraz znacznie lepiej, a do pełni szczęścia brakowało jej tylko pysznego śniadania. Odłożyła więc rzeczy do pokoju i czym prędzej zeszła na dół.
     Zayn siedział na kanapie i bezmyślnie przerzucał kanały w telewizorze, mając nadzieje, że trafi na coś godnego uwagi. Na jej widok wyłączył urządzenie i uśmiechnął się delikatnie.
-Jak się czujesz?- zapytał na powitanie, patrząc na nią z troską.
-Całkiem dobrze- odpowiedziała zgodnie z prawdą.
-Zjesz coś?- przeszedł do kuchni i stanął przy lodówce. -Zrobiłem naleśniki. 
     Głośne burkniecie w jej brzuchu było wystarczającą odpowiedzią. Chłopak zaśmiał się delikatnie i chwycił w dłonie potrzebne składniki. Podczas gdy Zayn krzątał się w kuchni, ona usiadła przy stole i nalała do kubka czarnej kawy. Zaczynała tak każdy dzień. Bez zbawiennej porcji tego przepysznego napoju była nie do życia. 
     Zayn postawił przed nią talerz naleśników, przyozdobionych sosem czekoladowym i masą owoców. Aż jej się oczy zaświeciły, a po chwili brała do ust ostatni kęs.
-Najlepsze naleśniki jakie jadłam- powiedziała, wkładając brudne naczynie do zmywarki. -To co dzisiaj robimy?
-A na co masz ochotę?- uniósł brwi do góry i spojrzał na nią rozbawiony. Wręcz emanowała energią, co niezwykle go ucieszyło.
-Wiem!- wykrzyknęła uradowana. -Pooglądamy bajki.
-Bajki?- zapytał zdezorientowany, a już po chwili Lo ciągnęła go po schodach.
Zaprowadziła go do pokoju gościnnego i zaczęła grzebać w torebce. Wyciągnęła z niej dwie kartki, które były zapisane mnóstwem cyferek. Jedną z nich wcisnęła mu w dłonie, a drugą schowała z powrotem.
-Wybierz coś- poinstruowała go i zajęła się uruchamianiem laptopa.
-106?- zapytał z niedowierzaniem, dokładnie lustrując listę wzrokiem. -Serio jest aż tyle bajek Disney'a?
-Yhy- odpowiedziała, nie odrywając wzroku od komputera.
-I zamierasz je wszystkie obejrzeć?
-Połowa już za mną- wzruszyła ramionami. -Masz coś?
-To może "Lilo i Stich"?- zaproponował.
-Świetny wybór- uśmiechnęła się i odebrała od niego kartkę. -Możemy podłączyć go do telewizora w twoim pokoju?- wskazała dłonią na komputer. -Mam kabel.
     Zayn twierdząco pokiwał głową, po czym odebrał od niej laptopa. Powędrował z nim do pokoju, a ona ruszyła za nim. Rozsiadła się w szalenie wygodnym fotelu i obserwowała jak chłopak podpina sprzęt. Po chwili usiadł obok niej, a na ekranie pojawiły się kolorowe obrazki. Spojrzeli na siebie z uśmiechem, a potem zagłębili się w historię o hawajskiej dziewczynce i jest dziwacznym przyjacielu.
Nagle telefon, który leżał tuż obok jej kolan głośno zawibrował. Lo wzięła go do ręki i spojrzała na wyświetlacz. Sms od Liam'a. Odczytała wiadomość i szybko na nią odpisała. Odłożyła komórkę na bok, ale ta ponownie się odezwała.
-Zayn?- szturchnęła go lekko w ramię, a ten spojrzał na nią uważnie. -Jesteś pewny, że chcesz odejść z zespołu? Na 1200 procent?- zapytała, a on tylko zmarszczył czoło i powrócił do oglądania filmu. -Jak schodziłam w nocy na dół, żeby nalać sobie wody, to zauważyłam, że u ciebie w pokoju świeci się światło. Drzwi były uchylone, więc podeszłam bliżej. Oglądałeś filmiki z waszych występów w X factorze i te z koncertów- dodała, nachylając się w jego stronę. -Wahasz się?- zadała kolejne pytanie, ale nie doczekała się reakcji z jego strony. -Chciałabym, żebyś był pewien. Żebyś potem nie żałował.
-Lo- odezwał się w końcu i spojrzał na nią zbolałym wzrokiem. -Zostaw to, proszę.
     Blondynka zacisnęła usta i z niechęcią pokiwała głową. Do końca projekcji nie odezwali się do siebie ani słowem. Potem obejrzeli kolejne bajki z listy, rozmawiając już o wszystkim, nadal skrzętnie omijając ten drażliwy temat. Nadal tkwiła w cholernym, martwym punkcie. Zatrzymanie Zayn'a w zespole- podejście pierwsze. Całkowicie oblane.


~*~

     Dochodziła 22. Lo siedziała oparta o wezgłowie łóżka, trzymając na kolanach laptopa. Planowała kolejną podróż, tym razem na południe Afryki. Kilka poprzednich minut poświęciła więc na poszukiwanie jakiegoś zachęcającego zakwaterowania.
     Potrzebowała takiego dnia jak dzisiejszy. Ostatnio żyła w ciągłym stresie i presji, którą sama na siebie wywierała. Teraz, będąc tu z Zayn'em w końcu mogła odetchnąć. Śmiać się z całkowicie bezsensownych rzeczy, rozmawiać o totalnych głupotach. Czuła się lekko i nieskrepowanie. Jednak problem nie zniknął.
Drgnęła nieznacznie, gdy telefon, spoczywający na nakastliku zadzwonił donośnie  Nie musiała nawet patrzeć na wyświetlacz, by wiedzieć kto dzwoni. Ta melodia była zarezerwowana tylko dla Zoey.
-No co tam?- powitała ją radośnie, zjeżdżając kursorem w dół strony.
-Czekam na ciebie od godziny, z pudełkiem naszych ulubionych muffinek i sushi, które sama zrobiłam. Gdzie jesteś?- usłyszała lekko poirytowany głos przyjaciółki.
Cholera. Zapomniała powiedzieć Zoe o tym, że wyjeżdża. Wtorki zawsze spędzały razem, obrzeżając się kalorycznymi smakołykami i plotkując do późna.
-Jestem w Bradford- wyjaśniła, przełykając głośno ślinę. -Przepraszam, musiałam wyjechać.
-No trudno, zjem to wszystko sama- powiedziała niewzruszona. -Rozumiem, że jesteś u Zayn'a i realizujesz swoją super tajną misję przekonania go, żeby został. I jak ci idzie?
-W ogóle mi nie idzie- burknęła przygnębiona. -Pomóż mi jakoś.
-Myślę, że dobry seks załatwiłby sprawę. Wiesz, owiniesz go sobie wokół palca, a potem on zrobi wszystko o co go poprosisz. A nawet jeśli to nie zadziała, to i tak będziesz miała z tego ogromną przyjemność- przedostatnie słowo przeciągnęła dwuznacznie i Lo była pewna, że właśnie sugestywnie unosi brwi.
-Zoey!
-Nie mów, że ani razu o tym nie myślałaś  On jest niesamowicie pociągający- powiedziała rozmarzonym głosem.
-Masz jakieś inne pomysł?- zapytała Lo, całkowicie ignorując poprzednie słowa przyjaciółki.
-Spróbuj z nim porozmawiać- zaproponowała. -Ale potem koniecznie idź z nim do łóżka.
-Jesteś niewyżyta- skomentowała krótko blondynka.
-Albo najpierw idź z nim do łóżka, a potem porozmawiaj. Tak będzie łatwiej. Opowiedz mu jakąś łzawą historyjkę, zagraj na emocjach, a potem…
-Rozłączam się- powiedziała przeciągle, przestając słuchać wywodów Zoey.
Opadła na poduszki i westchnęła głęboko. Zero pomocy.

~*~

     Blondynka przewróciła się na drugi bok, po raz dwudziesty tej nocy zmieniając pozycje. Leżała teraz na wznak, wpatrując się w jaśniejący za oknem księżyc. Wszystko na nic. Męczyła się już kilka godzin, a upragniony sen nie przychodził. Zrezygnowana zeskoczyła z łóżka i wyszła na korytarz. Miała zamiar zejść do kuchni po coś do picia, ale zauważyła nikły snop światła, wydobywający się spod lekko uchylonych drzwi pokoju Zayn'a. Podeszła na palcach i delikatnie pchnęła drewnianą powłokę. Chłopak siedział na podłodze, a w dłoniach trzymał wieczko pudełka, które leżało tuż obok jego kolan. Obrócił twarz w jej stronę i przetarł zmęczone oczy.
-Też nie możesz spać?- zapytała cichutko, siadając tuż obok niego.
-Za dużo myślę w nocy- powiedział, zamykając opakowanie i odsuwając je na bok.
     Lo nachyliła się nad nim i wyciągnęła dłonie po kolorowe pudełko, jednocześnie cały czas patrząc mu w oczy. Nie zaprotestował. Otrzymała od niego niemą zgodę na zajrzenie do środka. Uniosła wieczko i oniemiała. Obracała w palcach zapisane kartki papieru, masę zdjęć, przedstawiających chłopców, jeszcze za czasów programu, jak i te z obecnych koncertów  Dostrzegła czarny odsłuch, pewnie pochodzący z któregoś z pierwszych występów, obok leżał numer z przesłuchań do X factora, który pomimo upływu czasu był w całkiem dobrym stanie. Płyta, wszystkie single, wejściówki VIP, prezenty od fanów- było tego naprawdę dużo. To pudełko kryło w sobie ogrom wspaniałych wspomnień.
-Zayn…- nie wiedziała co ma powiedzieć. -Nie będzie ci tego brakować?
-Zawsze chciałem śpiewać. Marzyłem o tym- spuścił wzrok i głośno wypuścił powietrze z płuc. -Ale ta sława, to mnie przerosło.
-A ja zawsze chciałam podróżować. Ale panicznie bałam się latać samolotem- powiedziała, patrząc na niego uważnie. -Nie mogłam pozwolić, by tak głupia fobia przekreśliła moje marzenia. 
-Ja tak nie potrafię.
-Gówno prawda- rzuciła nagle. -Powtarzasz to sobie jak jakąś mantrę. Nawet nie spróbowałeś zawalczyć. Po prostu się poddałeś- dodała, cały czas patrząc mu w oczy. -Nieważne ile razy ludzie będą próbowali cię skrytykować, najlepszą zemstą jest pokazanie im, że byli w błędzie. To twoje słowa, pamiętasz?
-Zasługuje na normalne życie- wymamrotał niepewnie, a w jego głosie było słychać wahanie.
-I tak ma ono wyglądać? Popatrz na siebie. Wyglądasz jak chodzący trup.
-To nie jest takie proste, Lo- powiedział i zrobił minę przybitego psa.
-Wiem, Zayn- położyła swoją dłoń na jego i zaczęła kreślić na niej maleńkie kółeczka. -Kiedy ja nie wiem co robić, biorę kartkę i wypisuje na niej wszystkie plusy i minusy. To poważna decyzja. Przemyśl to jeszcze raz, na spokojnie. I niezależnie od tego co postanowisz, możesz na mnie liczyć. Zawsze.
Zayn uśmiechnął się do niej delikatnie, a następnie przyciągnął ja do siebie i mocno objął ramionami.
-Dziękuje- wyszeptał w jej włosy.
Blondynka delikatnie wyswobodziła się z jego objęć, poprawiła koszulkę, posłałam mu pocieszający uśmiech, rzuciła krótkie 'dobranoc' i ruszyła w kierunku drzwi.
-Lo- usłyszała za sobą i momentalnie się odwróciła, patrząc na niego pytająco. -Zostaniesz? Ja... Mam problemy ze snem. A razem będzie lepiej.
Zaczerwienił się uroczo, a ona uśmiechnęła się delikatnie pod nosem.
-W porządku- odpowiedziała i dostrzegła jak odetchnął z ulgą.
Momentalnie walnęła się na wielkie łóżko. Było nieziemsko wygodne i wiedziała, że szybko z niego nie wyjdzie. Zayn położył się obok, zaraz po tym jak zgasił światło i przykrył ich puchową kołdrą. Lo obróciła się na bok, tak że leżeli teraz twarzą do siebie. Pomimo tego, że było ciemno widziała nikłe zarysy jego twarzy.
-Polecisz ze mną na koncert?- zapytał nagle. -Sam nie dam sobie rady z tym wszystkim.
-Polecę- odparła szybko i ziewnęła przeciągle.
Nagle poczuła jak bardzo jest zmęczona. Przewróciła się na drugi bok, plecami do Zayn'a i ułożyła się wygodniej.
-Już nie wiem co robić- wyszeptał, a ona poczuła jego ciepły oddech na swoim karku.
-Damy sobie radę- zapewniła i przymknęła powieki.
     Nagle poczuła jak chłopak przysuwa się delikatnie  tak że jej plecy mocno przylegały do jego torsu. Uśmiechnęła się pod nosem, czując otaczające ją ciepło. Zayn niepewnie przerzucił rękę przez jej sylwetkę  zatrzymując dłoń na jej prawym boku. Lo chwyciła jego rękę i pociągnęła ją dalej,  tak by szczelniej objął ją ramieniem. Wtuliła się w jego ciało i powoli zaczęła odpływać.
     Znał ją zaledwie kilka dni, a już zdążył się do niej przywiązać. Uspokajała go, napełniała optymizmem i tym lekkim podejściem do życia. Czuł się przy niej swobodnie, a wszelakie problemy przestały mieć znaczenie. Przy niej mógł być sobą.
     Po kilku słabo przespanych nocach i ogromnych męczarniach w końcu swobodnie zasnęli w swoich ramionach.


~*~

Heeej ;* Ależ miałam przygody z tym rozdziałem. Najpierw usunęła mi się połowa tekstu, musiałam to pisać od nowa -.- Nad końcowymi fragmentami siedziałam wczoraj w nocy, a ręce cholernie mi się trzęsły i nie mogłam trzeźwo myśleć, bo czekałam na wyniki z matury. Także przepraszam za to gówniane coś.
Będę Wam dziękować za te wspaniałe słowa pod każdym rozdziałem  żebyście wiedziały jak wiele to dla mnie znaczy. I jak ogromnie się cieszę widząc, że komuś podoba się to co robię ;) 
Założyłam ask'a [KLIK] Możecie pytać o co tylko chcecie. Link jest na stałe umieszczony w kontaktach.
I zaktualizowałam listę, dodając jeden punkt z tego rozdziału.
Piszcie co sądzicie xx