13 gru 2013

Rozdział 7

     Wiecie co jest znacznie gorsze od strachu i lęku? Niepewność. Dopada nas często i nie pozwala ruszyć dalej. Wszyscy łatwo jej ulegamy. A całe to zamartwianie się, snucie planów na to, co może, ale nie musi się wydarzyć, tylko pogarsza sprawę. Ma tak wiele odsłon i każda z nich jest bardziej destrukcyjna od drugiej. Nie wiemy jaką decyzję podjąć odnośnie naszej przyszłości. Zastanawiamy się, kiedy poważna choroba ostatecznie nas wykończy. Zamartwiamy się tym, czy jeszcze kiedykolwiek będziemy w stanie kogoś pokochać. Bo ta niepewność, ta cholerna niepewność doprowadza czasem człowieka do szału.
     Panującą wokół ciemność rozświetliło słabe światło żarówki. Paul wprowadził chłopców do pomieszczenia, znajdującego się gdzieś na tyłach areny. Ściany pokryte były surową bielą, a oprócz metalowego stolika i kilku krzeseł, pokój świecił pustkami. Harry przymknął oczy, przystosowując wzrok do rażącej jasności, a następnie opadł na najbliższe siedzenie. Reszta szybko podchwyciła jego pomysł i już po chwili wszyscy siedzieli wokół prostokątnego stolika.
-Mam nadzieję, że nikt nie będzie nam przeszkadzał- Paul podszedł do szarych drzwi i zamknął je zdecydowanym pchnięciem dłoni, przekręcając srebrny kluczyk.
Zajął miejsce na szczycie stołu, wyciągnął przed siebie ręce i spojrzał na swoich podopiecznych.
-Więc...- zaczął, kierując swój wzrok na Zayn'a. Uniósł brwi do góry, wyraźnie oczekując od szatyna jakiejś reakcji.
Chłopak pokręcił się na miejscu, czując na sobie spojrzenia pozostałych członków zespołu. Podrapał się po karku, w geście zakłopotania i przygryzł dolną wargę, będąc odrobinę zdenerwowanym. Odchylił się lekko do tyłu i przetarł dłonią zmęczone oczy.
-Ja...- odezwał się w końcu, zupełnie nie wiedząc, co ma dalej powiedzieć. -Nie wiem. Po prostu nie mam pojęcia- wyrzucił z siebie, wypuszczając głośno powietrze. -Chciałbym móc jeszcze trochę pomyśleć.
-Rozumiem więc, że odwołujemy jutrzejszą konferencję?- Paul w dalszym ciągu w skupieniu patrzył na Zayn'a. Chłopak kiwnął głową, dając mu twierdzącą odpowiedź. -Dobrze, zrobimy tak. Macie wolne do końca grudnia, odwołujemy wszystkie wywiady, sesje, spotkania- chłopcy popatrzyli na niego ze zdziwieniem. -Chciałbym, żebyście przez ten czas odpoczęli, przemyśleli to wszystko. I nie chodzi mi tylko o Zayn'a, ale każdego z was. Wyjedźcie gdzieś, spotkajcie się z rodziną, ze znajomymi. Macie być pewni tego, że nadal chcecie być w tym zespole- dodał stanowczo. -Może tak być?
Popatrzyli na siebie nawzajem, z totalnym zdezorientowaniem wymalowanym na twarzy. Nie spodziewali się takiego obrotu sprawy. Paul dał im wybór, pozwolił na spokojnie zdecydować co dalej. I to napełniło ich jakimś dziwnym spokojem i nadzieją. Potrzebowali przerwy i byli wdzięczni Paul'owi, że nie nawrzeszczał na nich, każąc im przestać zachowywać się jak banda dzieciaków. Bo przecież nadal nimi byli.
Liam spojrzał na przyjaciół, którzy delikatnie pokiwali głowami i wyszeptał potwierdzające "tak". Na ustach Paul'a zagościł nikły uśmiech, kiedy podniósł się z krzesła i dał im znać, by skierowali się do wyjścia.
-A teraz wracajmy świętować wasz sukces- manager otworzył drzwi i poklepał każdego z nich po ramieniu.
Przez tą krótką chwilę zupełnie zapomnieli o tej wielkiej imprezie. Ale uśmiechnęli się do siebie, pozwalając tym wszystkim uczuciom odejść, zostawiając problemy daleko za sobą. Tylko na tą jedną noc, która zapowiadała się naprawdę świetnie.


~*~

     Chłodne, nowojorskie powietrze wypełniło jej płuca, gdy wzięła głęboki oddech. Potarła dłońmi zmarznięte ramiona, odziane jedynie w cienki płaszczyk i oparła się o barierkę. Zakochiwała się w tym miejscu za każdym razem, gdy tu była. Mogła w nieskończoność wpatrywać się przed siebie, obserwując miliony migocących światełek i wsłuchiwać się w rytm miasta, które żyło własnym, szalonym życiem.

     Zaraz po zakończonym koncercie czarne limuzyny przeniosły ich do pobliskiego, ekskluzywnego klubu, którego trzypiętrowa kondygnacja została w całości wynajęta na tą noc. Będąc już w środku, Lo przebrała się w bardziej odpowiedni strój i teraz cekinowa sukienka [klik] opinała jej ciało. Splątała włosy w niedbałego kucyka, by niepowołane kosmyki nie wpadały jej do oczy, podczas szalonych tańców. Zamierzała się naprawdę dobrze bawić tej nocy. W klubie roiło się od ludzi, którzy byli odpowiedzialni za organizację koncertu, rodzin i znajomych chłopców oraz sławnych osobistości. Kilkoro z nich okazało się wyjątkowo sympatycznymi osobami i spędziła naprawdę dobry czas, w oczekiwaniu na pojawienie się prawdziwych gwiazd wieczoru- One Direction. W tym czasie Andy porwał ją do tańca, powykręcał i poobracał na wszystkie strony, a Eleanor poleciła jej kilka przepysznych, bezalkoholowych drinków. Kiedy ktoś rzucił pomysł zabawy w karaoke, Taylor Swift głośno zaprotestowała, oznajmiając, że przecież nie mogą zacząć bez jej Harry'ego. Lo przewróciła oczami i miała naprawdę wielką ochotę uświadomić dziewczynę, że ten jej cudowny chłopak jeszcze kilka dni temu pieprzył się z jakąś przypadkową brunetką. Powstrzymała się ostatkiem sił i wyszła na zewnątrz, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Nadal uważała, że Harry Styles to skończony dupek. I nie zamierzała zmieniać o nim zdania w najbliższym czasie.
     Obróciła w dłoniach srebrną zapalniczkę, z której po chwili wypłynął strumień rażącego ognia. Zaciągnęła się głęboko, obserwując jak kłęby szarego dymu lecą do góry, by rozpłynąć się w powietrzu. Zamknęła powieki i odchyliła głowę do tyłu, pozwalając sobie na moment totalnego rozluźnienia. 
     Nagle usłyszała dźwięk rozsuwanych drzwi i zmarszczyła nos w geście niezadowolenia. Ktoś próbował zniszczyć jej błogą chwilę. Uśmiechnęła się jednak, gdy tylko poczuła zapach słodkich perfum, który otulił ją, gdy tylko niespodziewany gość znalazł się bliżej.
-Cześć Zayn- powiedziała, wciąż skupiając swój wzrok na tętniącym życiem Nowym Jorku.
Obróciła się powoli, opierając plecami o metalową barierkę i spojrzała na chłopaka. Miał na sobie klasyczny, czarny garnitur, a szeroki uśmiech tylko dopełniał jego perfekcyjny wygląd. 
-No hej- podał jej lampkę musującego szampana, którą dzierżył w dłoni. -Bezalkoholowy- dodał szybko, widząc zmieszanie, malujące się na jej twarzy.
Lo uśmiechnęła się delikatnie, dziękując mu tym samym, że pamiętał o jej skomplikowanych relacjach z alkoholem i zamoczyła usta w chłodnym napoju.
-Ten koncert był absolutnie, totalnie zachwycającą- rzuciła, patrząc w jego błyszczące oczy i znów miała ochotę tańczyć i piszczeć w rytm ich piosenek. -Naprawdę jedno, wielkie wow- uśmiechnęła się tak szeroko, że aż zabolały ją policzki, po czym przytuliła go mocno, mierzwiąc przy tym jego idealnie ułożone włosy.
-Dzięki- zaśmiał się, widząc jej podekscytowanie.
Sięgnął do kieszeni spodni, wyciągając z niej paczkę białych Malboro, po czym włożył jednego z nich do ust. Zmarszczył brwi i przeklął po nosem, kiedy nie udało mu się znaleźć zapalniczki. Lo zachichotała, będąc nieco rozbawiona irytacją chłopaka i wysunęła w jego stronę srebrny przedmiot. Podziękował jej uśmiechem i rozpalił papierosa, który teraz żarzył się w jego dłoni. Lo obserwowała jak ściąga usta, zaciągając się mocno, a następnie powoli wypuszcza dym z lekko uchylonych warg. 
-Więc…- powiedziała przeciągle, przyglądając się jego górującej sylwetce. -Co teraz?
-Teraz dokończymy palić, a potem pójdziemy pośpiewać razem z Taylor- chłopak zrobił idiotyczne wesołą minę, na co Lo parsknęła w rozbawieniu. Zaraz jednak spojrzała na niego groźnie, dając mu do zrozumienia, że zupełnie nie o to jej chodziło. 
Zayn głośno wypuścił powietrze z ust, oparł się o barierkę i odwrócił głowę w jej stronę.
-Rozmawialiśmy z Paul'em- zaczął, a blondynka delikatnie skinęła głową, zachęcając go do kontynuowania. -Powiedział, żebyśmy zastanowili się nad swoją przyszłością. I dał nam wolne do końca miesiąca, więc będziemy mieli naprawdę sporo czasu na intensywne myślenie- zaśmiał się gardłowo i przeczesał dłonią ciemne włosy.
-I co zamierzasz zrobić?- zapytała, odgarniając z twarzy zabłąkane kosmyki.
-Oh, przestań tak na mnie naciskać- przewrócił oczami i szturchnął ją lekko w ramię. -Nie wiem, chciałbym się zaszyć w jakimś spokojnym miejscu, żeby móc trochę pomyśleć.
-Ehhh- Lo westchnęła głośno. -Przecież widziałam ile frajdy sprawił ci ten występ. Byłeś w swoim żywiole. Mam to udokumentowane, więc się nie wyprzesz. 
-Nie wypieram się. Po prostu…- zaczął, ale przewał momentalnie, widząc jej szeroki uśmiech. 

-Nie szczerz się tak, jeszcze nie powiedziałem, że zostaje.
-Widzę po twoim idiotycznym uśmieszku, że już zdecydowałeś, tylko teraz droczysz się ze wszystkimi- powiedziała, unosząc brwi do góry.

-Idiotycznym?- Zayn zrobił minę pełną oburzenia. -Ten uśmiech kocha cały świat- zaprezentował jej swój najlepszy wyraz twarzy.
-Nie mam do ciebie siły- westchnęła głośno i popatrzyła na niego ze zrezygnowaniem, a on objął ją ramieniem, śmiejąc się przy tym donośnie.
-Dobra, pyszczku- dźgnął ją lekko w żebra, a ona przewróciła oczami, ponownie słysząc to okropne przezwisko. Mówił tak do niej, odkąd oboje podsłuchali, że Taylor zwraca się tak do Harry'ego, co niezwykle ich rozbawiło. -Robi się coraz zimniej. Wracajmy do środka.
Przytaknęła, owijając się ciaśniej czarnym płaszczem. Usłyszeli pierwsze dźwięki Danza Kuduro, a nogi aż same zaczęły się rwać do tańca. 
Zayn poprawił klapy marynarki, wyprostował się, uniósł głowę do góry i wyciągnął ramię w jej kierunku.
-Chodźmy się zabawić, panno Shearer- powiedział formalnym tonem, puszczając do niej oczko.
-Tak jest, panie Malik- momentalnie chwyciła jego rękę, chichocząc wesoło. 
     Przekroczyli próg klubu, a ciepłe powietrze i głośna muzyka otoczyły ich z zewnątrz.
To była jedna z tych nocy, kiedy tańczysz, pijesz i śpiewasz głośno, nie przejmując się konsekwencjami. Kiedy jedynym problemem jest to, że ulubiona piosenka dobiegła końca i właśnie brakło lodu do drinków. Kiedy ból jest oznaką tego, że to był naprawdę dobrze spędzony czas. Ta noc była ich odskocznią. Nie byli członkami sławnego boysbandu, którzy świętują ogromny sukces. Byli grupą przyjaciół, która potrzebowała tej imprezy, by poczuć się naprawdę dobrze. I w pełni im się to udało.


~*~


     Maleńkie płatki śniegu unosiły się w powietrzu. Patrzenie na nie pod różnym kątem sprawiało, że iskrzyły radośnie. Lo uśmiechnęła się delikatnie, rozkoszując się iście świątecznym widokiem. Nie lubiła śniegu, zimy, chłodu, czerwonego nosa i odmarzniętych dłoni. Ale właśnie zdała sobie sprawę, że to może być ostatni pierwszy śnieg w jej życiu. Że od tej chwili musi jeszcze bardziej doceniać każdy dzień, bo prawdopodobnie to będzie ostatnie lepienie bałwana, ostatnia bitwa na śnieżki, ostatnie pieczenie pierniczków, śpiewanie kolęd i ubieranie choinki. Nie powtórzy tego za rok, nie wybierze się na lodowisko, nie da Zoey głupiego świątecznego prezentu, nie zrobi swojego popisowego ciasta. Bo za rok już jej tu nie będzie.
     Poczuła ciepłą dłoń na swoim ramieniu i ospale uniosła głowę, powracając tym samym do rzeczywistości. Uśmiechnęła się delikatnie, gdy Louis włożył w jej ręce kubek parującej zielonej herbaty.
-Wiesz, że stoisz dokładnie w tej samej pozycji, w której cię zostawiłem? Nie ruszyłaś się ani o milimetr- zaśmiał się i stanął obok niej, popijając swoją porcję gorącej czekolady.
-Trochę się zamyśliłam- odpowiedziała, wciąż patrząc na wirujące za oknem płatki.
-No tak, śnieg i startujące samoloty mogą być naprawdę dobrym natchnieniem do głębokich przemyśleń- zironizował, a głupawy uśmieszek nie schodził z jego twarzy.
-A łudziłam się, że chociaż na kacu, zamieniasz się w miłego Louis'a.
-Skarbeńku, ja zawsze jestem miły- Lo roześmiała się ironicznie, a chłopak spojrzał na nią oburzony, szturchając ją lekko w ramie.
     Wczorajsza impreza była naprawdę warta tych wszystkich bolących głów, nóg i gardeł. Obfitowała w wiele szalonych tańców, pijackich śpiewów i spektakularnych upadków. Świętowanie wielkiego sukcesu chłopców udało się więc znakomicie. Bawili się oszałamiająco dobrze, a do pokojów wrócili wczesnym rankiem. Kilka godzin snu i błyskawiczna próba dojścia do siebie musiała więc im wystarczyć, by wczesnym wieczorem stawić się na lotnisku. Harry postanowił polecieć do Los Angeles zaraz po powrocie z klubu, a Niall i Liam chcieli jeszcze trochę zostać w Nowym Jorku. Lo musiała wracać do Londynu, bo czekała ją kolejna podróż do Afryki, Louis wspominał coś o wypadzie do Dubaju, a Zayn potrzebował odpocząć w domowym zaciszu. Siedzieli więc, razem ze swoimi rodzinami, w prywatnym terminalu, oczekując na start samolotu, który z powodu małego ataku śniegu, miał drobne problemy techniczne. 
-Lou- zaczęła, by zwrócić jego uwagę. -Rozważasz odejście z zespołu?
-Co?- spojrzał na nią zdziwiony. -Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy?
-Niall wspominał coś o tych wszystkich głupich plotkach.
-Ah to- uderzył się dłonią w czoło. -Lubię sobie czasem ponarzekać, ale fakt, niekiedy te wszystkie pogłoski są dużym przegięciem. Zwłaszcza jeśli chodzi o El- odwrócił się i spojrzał na swoją dziewczynę, która teraz drzemała na jednej z ławek. -Wiesz, wymyślają jakieś poronione rzeczy, że nasz związek nie jest prawdziwy, że to tylko na pokaz. Zadziwia mnie to za każdym razem, gdy to czytam- zaśmiał się gardłowo. -No i jeszcze sprawa z Harry'm, że niby jesteśmy razem. Na początku się z tego śmialiśmy, ale teraz to się stało cholernie męczące. Nie możemy usiąść obok, czy uśmiechnąć się do siebie publicznie, bez wywołania wielkiej wrzawy. To naprawdę gówniane, nie móc porozmawiać ze swoim przyjacielem, kiedy tylko się chce- westchnął i spuścił głowę. 

-Ale cóż, to jest właśnie cena tego wszystkiego i chociaż czasem mam naprawdę dość, to nie wyobrażam sobie życia bez zespołu. 
-To dobrze- Lo uśmiechnęła się do niego, a on odpowiedział tym samym.
-Myślisz, że Zayn zostanie?- zapytał, patrząc na siedzącego w oddali chłopaka.
-Za bardzo kocha śpiewać, żeby to zostawić. Wydaje mi się, że po prostu miał poważną chwilę zwątpienia, jak wy wszyscy- blondynka uśmiechnęła się pocieszająco, a na twarzy Louis od razu wymalowała się ulga.
     Po chwili do pomieszczenia wszedł jeden z pracowników lotniska, informując, że technicy wygrali trudną walkę z wariacjami atmosferycznymi, a ich samolot jest gotowy do startu. Pozbierali więc swoje rzeczy, pożegnali Nowy Jork i zajmując wygodne miejsca, udali się w bezpieczną podróż do domu. 

~*~

     Zayn rozłożył się wzdłuż czarnej kanapy, prostując obolałe nogi. Ziewnął przeciągle i przetarł zaspane powieki. Pomimo kilkudziesięciu godzin snu, wciąż czuł się niemożliwie zmęczony. Zmiana stref czasowych kolejny raz dała mu się we znaki. Wprawdzie możliwość przespania całego dnia wydała mu się kuszącą perspektywą, zwłaszcza teraz, gdy całkowicie wyczyścił swój napięty grafik. Ostatkami silnej woli zwlókł się jednak z łóżka, wciąż pamiętając o tym, że może rozkoszować się błogim lenistwem.
     Mógł oglądać głupie programy, zagrać w ulubione gry na konsoli i spędzić trochę czasu z siostrami. Te na pozór zwykle rzeczy były dla niego naprawdę fantastyczną odmianą. Uśmiechnął się pod nosem, rozkoszując się cudowną ciszą.
     Po krótkiej chwili zdał sobie jednak sprawę, że jego kawa nie smakuje tak dobrze jak ta, robiona przez Harry'ego, kanapki z serem znacznie odbiegają od naleśników Liam'a, Jerry Springer nie śmieszy go tak bardzo bez komentarzy Niall'a, a gra w FIFE nie daje mu tyle zabawy, co możliwość dokopania Louis'owi. Westchnął poirytowany, chcąc odgonić niechciane myśli i usilnie próbując przekonać samego siebie, że wcale nie brakuje mu czwórki przyjaciół. 
     Sięgnął po telefon, znajdujący się na szklanym stoliku i kiedy miał wykonać połączenie, urządzenie zawibrowało w jego dłoni. Roześmiana twarz blondynki pojawiła się na pulpicie, kiedy palcem wskazującym przejechał po ekranie. 
-Nie obchodzi mnie co teraz robisz- stanowczy głos Lo błyskawicznie rozniósł się po całym pokoju, nie dając mu nawet szans na krótkie przywitanie. -Za 20 minut podjeżdżam pod twoje mieszkanie. Masz być spakowany, ciepłe ubrania mogą się przydać.
-Ale…- chłopak otworzył usta ze zdziwienia, próbując przetworzyć wszystkie informacje.
-Żadnego ale, Zayn. Po prostu bądź gotowy- powiedziała na jednym wdechu, po czym momentalnie się rozłączyła.
     Szatyn jeszcze przez chwilę wpatrywał się w wyświetlacz telefonu, będąc w niemałym szoku. Miał wyjechać? Teraz? Kiedy kilka godzin temu wrócił ze Stanów. Naprawdę średnio mu się to podobało. Ale z drugiej strony, może to właśnie było to, czego w tym momencie najbardziej potrzebował. Chwili oderwania się od rzeczywistości, cichego mieszkania i natłoku myśli. 
Podniósł się z kanapy i skierował się do sypialni. Wygrzebał spod łóżka czarną, sportową torbę i wrzucił do niej potrzebne ubrania. Spakował bieliznę, kosmetyki i buty, a w momencie, gdy zasuwał bagaż, usłyszał dźwięk klaksonu, dochodzący z zewnątrz. Narzucił na siebie kurtkę, zgarnął ze stolika plik dokumentów, zamknął mieszkanie i wybiegł przed budynek. Czerwony samochód stał na poboczu, a Lo machała do niego radośnie. Przewrócił oczami, wrzucił torbę do bagażnika i zajął miejsce obok niej.
-Co ty kombinujesz?- zapytał, mrużąc oczy i spoglądając na nią uważnie. Naprawdę nie miał pojęcia o co mogło jej chodzić. 
-Wspominałeś coś o spokojnym miejscu- odgarnęła włosy z twarzy i uśmiechnęła się do niego. -Mam nadzieję, że miałeś na myśli domek w lesie, bo tam właśnie cie zabieram.

~*~

     Czarny samochód zaparkował na jednej z angielskich uliczek. Liam zgasił silnik i wyszedł na zewnątrz, uważając by nie uszkodzić sąsiedniego auta. Zimny podmuch wiatru momentalnie uderzył go w twarz, nieprzyjemnie kontrastując z przyjemnym ciepłem klimatyzacji. Potarł zmarznięte dłonie i rozejrzał się wokół. Typowo londyńskie kamienice otaczały go zewnątrz, na chodniku leżały niewielkie kupki śniegu, a porozwieszane na drzewach złote lampki, przypominały o zbliżających się świętach. Chłopak wyciągnął z kieszeni kurtki telefon i ponownie spojrzał na jego wyświetlacz. Zapamiętał numer mieszkania i uporczywie powtarzał go w myślach. Przeszedł kilka metrów, obserwując białe tabliczki, aż w końcu dotarł pod odpowiedni budynek. Wyszedł po schodkach, wciąż zachwycając się otaczającym go widokiem. Zawsze chciał mieszkać w takim miejscu i teraz zaczął się poważnie zastanawiać czy nie zamienić swojego luksusowego apartamentu na jedną z tych klimatycznych kamieniczek. 
     Stając przed jasnymi drzwiami zaczął się zastanawiać czy przyjście tu nie było zbyt impulsywnym działaniem. Mogło nie być jej w domu, mogła nie mieć dla niego czasu, mogła być zajęta. Ale potrzeba porozmawiania z nią rozwiała wszystkie jego wątpliwości. Chciał, żeby go wysłuchała, pocieszyła, pomogła podjąć decyzje i zapewniła, że wszystko będzie w porządku.
     Nacisnął dzwonek i cierpliwie czekał. Gdy nie otrzymał żadnej reakcji, jego dłoń ponownie powędrowała na urządzenie, tym razem zostając tam nieco dłużej. Poruszył nerwowo stopą, powoli tracąc nadzieję, że ktokolwiek jest w środku. Nagle usłyszał przeraźliwy huk, któremu towarzyszyło głośne miałknięcie kota i kilka siarczystych przekleństw. Potem drzwi otworzyły się z niespodziewaną siłą, a wyglądający na naprawdę wkurzonego, rudy kot z prędkością błyskawicy wybiegł na zewnątrz. Liam uniósł wzrok, trochę zdezorientowany zaistniałą sytuacją. W progu stała szczupła brunetka. Miała na sobie znoszoną, nieco brudną koszulkę z Toy Story i szare, dresowe spodnie, które były mokre po jednej stronie. Na jej prawej ręce widniały czerwone zadrapania, a dłonie całe miała w ziemi. Payne przeniósł wzrok na jej twarz i zaniemówił. Poczuł suchość w ustach i momentalnie zrobiło mu się gorąco. Pomimo tego, że wyglądała jak ostatnie nieszczęście, pomimo nieogarniętych włosów i braku makijażu, od razu go oczarowała. Jej ogromne, lazurowe oczy miały totalnie spanikowany wyraz, co tylko dodawało jej uroku. 
-O matko, myślałam, że to Lo- odezwała się w końcu, kładąc dłoń na piersi i odgarniając z twarzy kilka brązowych kosmyków.
Liam lustrował ją wzrokiem i minęło kilka dobrych sekund, zanim dotarły do niego jej słowa. 
-Lo nie ma?- zapytał i dał sobie mentalnego kopniaka, za palnięcie takiej bzdury. To oczywiste, że jej nie było, przed chwilą to powiedziała. 
-Nie. Wyszła chwilę temu. Mamrotała coś o jakimś domku w lesie. Chyba nie będzie jej przez kilka dni. A zaraz potem leci do Senegalu- wyjaśniła brunetka, zawzięcie machając przy tym dłońmi. -Nie wiem, nie ogarniam jej trybu życia.
-Aha- jakże ambitne stwierdzenie wyrwało się z jego ust i miał ochotę zapaść się pod ziemie. Podobno pierwsze wrażenie jest najważniejsze, a on robi z siebie totalnego głupka.
Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie, kołysząc się lekko na stopach. Liam uporczywie wpatrywał się w jej twarz, a ciepły błysk w jej oczach sprawiał, że miał ochotę patrzeć w nie cały dzień.
-Aaa- brunetka uderzyła się dłonią w czoło, pozostawiając na skórze czarny ślad. -Jestem Zoey- wyciągnęła do niego lewą dłoń, która nie była umorusana błotem.
-Liam- w końcu się ogarnął i posłał jej jeden ze swoich popisowych uśmiechów, co chyba zadziałało, bo twarz brunetki przybrała czerwoną barwę.

Delikatnie uścisnął jej dłoń, przytrzymując ją nieco za długo, ale gdy poczuł przyjemne iskierki, rozchodzące się po jego skórze, nie mógł tak po prostu jej puścić.
-Właśnie, Liam!- powiedziała, trochę zbyt głośno, a jej głos przybrał dziwną, piskliwą barwę. -Nigdy nie mogę zapamiętać waszych imion.
Chłopaka zaśmiał się z jej roztargnienia, a jego wzrok powędrował ponad jej ramieniem, wgłąb mieszkania. Czarna kałuża zajmowała chyba pół podłogi korytarza, a kawałki stłuczonej porcelany walały się wkoło. Małe łapki kota, poodbijane na panelach dopełniały koszmarny bałagan. 
-Cholera, co tu się stało?- spytał wskazując dłonią przed siebie. 
Zoey momentalnie się obróciła, przygryzając nerwowo dolną wargę.
-Trochę mnie przestraszyłeś tym dzwonkiem- wyjaśniła, wzruszając ramionami. -Myślałam, że to Lo. Wiesz, zrobiłam ciemnie w łazience, a ona strasznie tego nie lubi. Zawsze się na mnie wkurza. Ale kurde, ta łazienka jest najlepsza na ciemnie- powiedziała gorączkowo, jakby to faktycznie była sprawa wielkiej wagi. -W każdym razie zaczęłam to wszystko ogarniać. Wylałam wodę z jednego koryta, potem się na niej poślizgnęłam, zwaliłam kwiatka, doniczka się roztłukła, a potem jeszcze wpadłam na tego przeklętego kota, który trochę się wkurzył- zmarszczyła nos w niezadowoleniu i dotknęła głębokich zadrapań na prawej ręce. -Ogólnie za sobą nie przepadamy.
Liam patrzył na nią z rozbawieniem, a potem roześmiał się głośno. Być może nie było to zbyt odpowiednie, ale cała ta historia brzmiała tak absurdalnie, że śmiech był tu jedyną pasującą reakcją. 
-Cieszę się, że cię to bawi- Zoe zrobiła naburmuszoną minę, wydęła usta i wyglądała teraz jak małe dziecko, któremu ktoś zabrał ulubioną zabawkę.
-Wybacz, ale byłem przekonany, że to Niall jest największą niezdarą- potarł ręką kark i uśmiechnął się niewinnie. -A to jednak ty.
Zoey westchnęła z lekką irytacją i przewróciła oczami. Ale musiała przyznać mu rację, była straszną ciapą.
-Może wejdziesz- zaproponowała, otwierając szerzej drzwi. -Wydaje mi się, że na zewnątrz jest trochę zimno.
Liam kiwnął lekko głową i przekroczył próg mieszkania. 
-Więc, mieszkasz tu z Lo?- zapytał, ściągając kurtkę i odwieszając ją na wieszak. 
-Nie, pomieszkuje czasem- odpowiedziała, zamykając drzwi. -Chcesz coś do picia?- skierowała się do kuchni, opłukała brudne dłonie i otworzyła jedną z górnych szafek.
-Poproszę herbatę- wszedł za nią do pomieszczenia i usiadł przy białym stole, obserwując jak brunetka krząta się po kuchni. -Mówiłaś o ciemni, fotografujesz?
-Tak- odpowiedziała krótko, stawiając przed sobą dwa kubki, po czym usiadła na blacie, czekając aż woda w czajniku się zagotuje.
-Hobbystycznie czy…?
-Zajmuje się tym- weszła mu w słowo. -Studiuje fotografie, pracuje. To jedyna rzecz, w której jestem dobra. Tak mi się przynajmniej wydaje. 
-Super sprawa- stwierdził, zakładając dłonie za kark. -Zawsze chciałem zobaczyć jak to wszystko funkcjonuje.
-Wiec dlaczego nie zrobisz tego teraz?- wypaliła, a na jej twarzy wykwitł soczysty rumieniec. -Jeśli chcesz oczywiście.
-Serio?- wstał z miejsca i podszedł bliżej, będąc wyraźnie podekscytowany.
-Tak, przyda mi się pomoc- uśmiechnęła się ciepło i wręczyła mu kubek parującego napoju.
     To był jeden z tych dni, kiedy nie robisz nic nadzwyczajnego, a i tak sprawia ci to ogromną frajdę. Tak właśnie się czuł, wyciągając zdjęcia z kuwet i wieszając je na sznurku. Nie mógł oderwać wzroku od twarzy Zoey, która promieniała radosnym blaskiem. Śmiali się do rozpuku, rozmawiały o głupich rzeczach i spędzili razem naprawdę dobry czas. Zoe była niezwykle roztargnioną osobą, ale napawała Liam'a jakimś dziwnym spokojem i lekkością. Zapomniał o wszystkich problemach, liczyło się tylko tu i teraz. Przyszedł tu z nadzieją porozmawiania z Lo i pomimo tego, że jej nie zastał, faktycznie poczuł się lepiej. Tak, jak nie czuł się już naprawdę dawno.


~*~

Heeeeeeeeej. Dawno mnie tu nie było, ale w końcu udało mi się coś napisać. Nie wspominając o tym, że wyszło mi strasznie gównianie, za co ogromnie przepraszam.
Błędy poprawie jutro, bo naprawdę nie mam siły teraz na tym siedzieć.
Nie wiem kiedy pojawi się coś nowego, podejrzewam, że w święta. I uwaga, tu coś dla fanów Lo i Zayn'a, bo cały rozdział będzie się skupiał tylko wokół tej dwójki.
Nie pamiętam już kogo miałam informować, więc jeżeli chcecie dostawać wiadomości o nowym rozdziale na waszych blogach/twitterze/gdziekolwiek indziej, wpiszcie się pod zakładką KONTAKT, znacznie ułatwi mi to sprawę.
Miło tu wrócić, mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze został ;) Piszcie co sądzicie i do następnego <3