Świat jest pełen obietnic. Obietnice bogactwa, szczęścia, wiecznej miłości. Niektórzy sądzą, że mogą wszystko przysiąc, inni zaś na to przystają, bo łudzą się, że zapewni im to lepszą przyszłość. Ci, którzy łamią obietnice, czują się bezsilni i sfrustrowani. Nic tak nie boli jak złamane słowo, które daje nadzieję na coś, co nigdy się nie wydarzy. A wszystkie puste obietnice, przesiąknięte manipulacją, sprawiają, że nawet ból potrafimy zadawać z gracją. To tylko słowa, mogą nic nie znaczyć dla jednych, drugich trzymają przy życiu. Obiecać można wszystko, ale nie znaczy, że spełni się to naprawdę. Najgorzej jest jednak wtedy, kiedy za wszelką ceną chcesz sprostać danej przysięgi, ale po prostu nie jesteś w stanie. Bo przecież mamy obowiązek dotrzymywać obietnic, nawet tych najtrudniejszych.
Te kilka poprzednich dni było niezwykle intensywnych. Po weekendzie spędzonym w Bradford musiała czym prędzej wrócić do Londynu, by załatwić sprawy w redakcji, pomóc Zoey przy zdjęciach, uporządkować formalności związane z kolejną podrożą i spakować się na wyjazd do Stanów. Wszystko to wymagało od niej nie lada wysiłku i nerwów, zwłaszcza, że gdy rodzice dowiedzieli się o kolejnym ataku, nie chcieli jej nigdzie puścić. Ale siedziała teraz na pokładzie prywatnego odrzutowca i leciała do Nowego Jorku. Początkowo miała skorzystać z późniejszego lotu, który chłopcy zarezerwowali dla swoich bliskich. Ale okazało się, że lista była już przepełniona i nie pozostało ani jedno wolne miejsce. Musiała wiec skorzystać z podróży z wszystkimi ludźmi odpowiedzialnymi za koncert- stylistami, dźwiękowcami, ochroną, managerami, zespołem i samymi chłopcami. Oprócz niej jedyną neutralną osobą na pokładzie była Eleanor, która teraz zażarcie dyskutowała o czymś z Louis'em. Rozejrzała się dookoła. Harry zapisywał coś w brązowym notesie i co jakiś czas łypał na nią groźnie. Chyba nie był zadowolony z jej obecności i z faktu, że nikt go nie poinformował, bo gdy tylko Lo pojawiła się na lotnisku zrobił pozostałym ostrą awanturę. Liam i Niall pochłonięci byli oglądaniem jakiegoś filmu, a siedzący obok niej Zayn chyba właśnie zasnął, bo jego klatka miarowo unosiła się do góry. Właśnie dlatego nienawidziła długich podróży. Jej organizm całkowicie odrzucał spanie w innym miejscu niż wygodne łóżko, dlatego po każdym locie była niesamowicie wyczerpana. Za to Zayn'owi nie robiło różnicy czy to fotel czy krzesło czy może czyjeś ramię, a nawet donośny dźwięk budzika nie był w stanie go zbudzić. Dlatego była przekonana, że przez długie 6 godzin nie będzie mogła skorzystać z jego towarzystwa. Zrzuciła wiec z ramion ciepłą bluzę, ściągnęła czapkę i chwyciła w dłonie torebkę. Wyciągnęła z niej książkę Coben'a, na którego punkcie miała ostatnio obsesje i słuchawki, które uprzednio podpięła do telefonu. Rozkoszując się pierwszymi dźwiękami piosenki odpłynęła w inny świat.
Licznik na sporym ekranie wskazywał, że do końca podróży pozostała im mniej niż godzina. Lo wstała z miejsca, by nieco rozprostować kości, po czym ponownie opadła na skórzany fotel. Zdążyła dokończyć książkę, oglądnąć kilka odcinków "How I met your mother", zjeść nieziemsko dobrą kolacje i wypić kilka kaw. Oczywiście przez cały ten czas nie była w stanie zmrużyć oka, chociaż czuła się niesamowicie wyczerpana. Spojrzała na puste siedzenie obok. Zayn przed paroma minutami poszedł do Paul'a, zostawiając ją samą w pogrążonym snem samolocie. Poprawiła słuchawki i przymknęła powieki. Wsłuchała się w rytm radosnej piosenki, mając ochotę śpiewać ją na głos, gdy nagle poczuła czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Momentalnie otworzyła oczy i wyjęła z ucha lewą słuchawkę. Miejsce, które przed chwilą zajmował Malik, było teraz okupowane przez blond Irlandczyka. Niall uśmiechnął się nieznacznie i pochylił się nieco do przodu.
-Czego słuchasz?- spytał zaciekawiony, przyglądając się telefonowi, który trzymała w dłoni.
-Odkryłam niedawno świetny zespół. Mają naprawdę fajne kawałki- powiedziała, zwiększając głośność. -Czekaj, teraz będzie najlepszy fragment - podała mu jedną słuchawkę i czekała na jego reakcje.
Niall zaśmiał się radośnie, gdy w głośnikach usłyszał swój własny głos, podczas solówki w "Kiss you".
-Faktycznie dobrzy- stwierdził i założył dłonie za głowę.
-Niesamowicie utalentowani, a do tego nieziemsko przystojni- westchnęła rozmarzonym głosem.
-Wszyscy?- Niall uniósł jedną brew do góry i spojrzał na nią filuternie.
-Bez wyjątku- trąciła go lekko w ramię i puściła mu oczko.
Musiała odrobinę rozładować sytuacje, bo doskonale wiedziała na jaki tor zmierza ich rozmowa. Że za chwile blondyn zapyta o jej pobyt w Bradford i cała ta radosna atmosfera zniknie bezpowrotnie.
-Lo- spojrzał na nią zbolałym wzrokiem. -Co z Zayn'em?
-Robiłam wszystko co w mojej mocy, Niall. Naprawdę dużo rozmawialiśmy, on dużo myślał. Pomogłam mu zrobić listę plusów i minusów. Ale nie wiem jaka jest jego ostateczna decyzja. Myślę że on sam jeszcze nie wie. Pozostaje nam tylko czekać- westchnęła i położyła dłoń na jego ramieniu, lekko je ściskając. -Jak to ma wyglądać? Powie na koncercie, że to koniec?
-Nie, Paul zwołał konferencje na 4 grudnia. Zayn ma tylko o niej poinformować- wyjaśnił. -Nie chce, żeby odchodził- blondyn spuścił wzrok.
-Wiem, Niall- szepnęła, a głos jej lekko zadrżał. -Wiem.
Spojrzeli na siebie, a w ich oczach malował się ogrom smutku i bólu. Lo ponownie wyciągnęła do niego dłoń ze słuchawką a on umieścił ją w uchu. Siedzieli w milczeniu, wsłuchując się w spokojne dźwięki muzyki, która teraz koiła ich zdruzgotane serca. Blondynka wyjrzała przez okno. Błękit oceanu, który jeszcze przed chwilą rozpościerał się pod nimi został zastąpiony przez piaszczyste wybrzeże, a zaraz potem jej oczom ukazały się olbrzymie wieżowce. Witaj Nowy Jorku.
~*~
Lotnisko JFK wydawało jej znacznie większe od tego, które zdołała zapamiętać z ostatniej podróży. Zaraz po opuszczeniu pokładu dołączyło do nich więcej ochroniarzy, pomimo tego, że już było ich całkiem sporo. Gdy tylko weszli na terminal od razu w oczy rzuciła jej się masa wiwatujących fanów i grupa fotografów, która przepychała się do przodu, by złapać jak najlepsze ujęcie. Dziewczyny piszczały, zawzięcie machały dłońmi niektóre płakały, prosiły o zdjęcia, a jeszcze inne wymachiwały kolorowymi transparentami. Ludzie znajdujący się na lotnisku przystanęli, by zobaczyć co wywołało tak wielkie zainteresowanie. Błysk fleszy i ogłuszające krzyki w jednej chwili ją sparaliżował. Stała w miejscu, nie mogąc się poruszyć. Ktoś coś wołał, dźwięki migawki się nasiliły, wokół zgromadziło się jeszcze więcej gapiów, a ona czuła, że zaraz zemdleje. Otworzyła szerzej oczy i z przerażeniem patrzyła przed siebie. Nie była przygotowana na coś takiego. W Londynie od razu przewieźli ich na płytę, odbyło się więc bez odprawy, fanów i paparazzi. Ten cały tłum, to było zbyt wiele. Zaczęło kręcić jej się w głowie i pewnie upadłaby na ziemie, gdyby nie czyjeś ręce, które przytrzymały ją w pasie. Zayn stał tuż przed nią i patrzył na nią zmartwiony. Położył dłonie na jej ramionach, a jego dotyk podziałał na nią uspokajająco.
-Spokojnie- szepnął. -Nie zwracaj na nich uwagi.
Nie była w stanie nic powiedzieć, więc pozwoliła, by silne ręce Zayn'a ciągnęły ją do przodu. Otrząsnęła się dopiero, gdy znaleźli się przy bramkach, ale cały czas trzymała się blisko chłopaka. Gdy przechodziła przez kontrolę, maszyna kilkakrotnie zapiszczała, więc zmuszona była ściągnąć z siebie wszelkie ozdoby, włącznie z butami. Przewróciła oczami z poirytowana. Wzmożona ostrożność Amerykanów mogła doprowadzić do szału.
Ponownie chwyciła ramię Zayn'a i poprawiła jego rozczochrane włosy, co było dużym błędem, bo momentalnie otoczyła ich grupa wścibskich dziennikarzy. Szybko cofnęła dłoń, ale chłopak zatrzymał ją w połowie drogi, mówiąc, żeby się tym nie przejmowała. Grupa ochroniarzy co chwile odgradzała im drogę, pilnując, by nikt zbytnio nie zakłócał im spokoju. Jeden z nich krzyknął, że chłopcy są bardzo zmęczeni po podróży i niestety nie zrobią z nimi zdjęć. Preston wypchnął ich na zewnątrz, gdzie czekał już czarny van. Wpakowali się do środka, zostawiając ten cały gwar daleko za sobą.
~*~
Donośne pukanie dopłynęło do jej uszu. Początkowo ciche, teraz znacznie przybrało na sile. Najpierw myślała, że to senna jawa, ale gdy dźwięk nie ustawał zdała sobie sprawę z tego, że ktoś naprawdę chce dostać się do środka. Zdezorientowana usiadła na łóżku i rozejrzała się dookoła. Była w hotelowym pokoju, który był znacznie za duży dla jednej osoby. Chciała zatrzymać się u któregoś ze znajomych, ale chłopcy uparli się, że skoro jest ich gościem, to ma nocować w wynajętym przez nich skrzydle Hotelu Hilton. Walizka wciąż leżała nierozpakowana, a ona nadal miała na sobie to samo ubranie, które zakładała na siebie w Londynie. Była tak wyczerpana długą podróżą i zmianą czasu, że gdy tylko dostała kartę, momentalnie zasnęła. Nie potrafiła nawet stwierdzić ile godzin jej to zajęło.
Ktoś ponownie zapukał, krzycząc przy tym jej imię. Poprawiła rozczochrane włosy i nieco rozmazany makijaż, po czym chwyciła za klamkę Przed nią stali Liam, Louis i Zayn, którzy wyglądali na bardziej wypoczętych i rześkich niż ona. Najstarszy z nich trzymał w ręku iPad'a.
-Przepraszam, usnęłam- powiedziała i zaprosiła ich do środka.
-Nie chcieliśmy cie obudzić- zmieszany Louis podrapał się po głowie.
-W porządku. Pewnie i tak trochę za długo mi zeszło- wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się do nich lekko.
Bez słowa usiedli na kanapie, a Lo podniosła rolety, wpuszczając do środka kilka promieni słonecznych.
-Co jest?- spytała, widząc ich nieciekawe miny.
-Jest pewnie problem- zaczął Zayn i spojrzał na nią zmartwiony.
-Musisz coś zobaczyć- Liam poprosił, żeby przysunęła się bliżej, co niezwłocznie zrobiła.
Louis wręczył jej tablet, a ona sprawnie przesuwała palcami po ekranie. Natrafiła na masę artykułów, o coraz to ciekawszych nagłówkach. Od "Kim jest ta tajemnicza blondynka, która przyleciała z chłopcami do USA?" po "Nowa miłość Zayn'a?". Na stronach figurowały setki zdjęć z jej wizerunkiem. Jak stoi, idzie, ściąga buty, wsiada do samochodu. Te, gdzie trzymała Malik'a za rękę, albo poprawiała mu włosy faktycznie wyglądały dosyć dwuznacznie. Liam zamknął poprzednie karty i otworzył tą z Twitterem, gdzie tysiące fanek przekrzykiwały się o to, kim może być. Niektóre z nich były naprawdę nieprzyjemne. Lo patrzyła na to wszystko z szeroko otwartymi oczami, jednakże spodziewała się, że nagłe pojawienie się obcej dziewczyny u ich boku może wywołać nie mały szum. Payne ponownie pozamykał karty, zostawiając otwartą tylko jedną z nich. Louis nachylił się odrobinę, by lepiej widzieć ekran.
-Chwytliwy nagłówek, nie ma co. Prawie jak w tej piosence- przewrócił oczami i zaczął nucić pod nosem "Who's that chick?".
-Chwytliwy nagłówek, nie ma co. Prawie jak w tej piosence- przewrócił oczami i zaczął nucić pod nosem "Who's that chick?".
-To tylko kwestia czasu, zanim dziennikarze dowiedzą się o tobie czegoś więcej. Będą za tobą chodzić, zadawać pytania, robić zdjęcia. Możesz stać się dla nich niezłą pożywką- powiedział Liam, patrząc na nią ze smutkiem.
-Nie powinniśmy byli cie w to pakować- Zayn spojrzał na nią przepraszająco.
-Wiem, że na lotnisku wyglądałam jak przestraszona kuropatwa, ale w rzeczywistości um…, wydaje mi się, że jestem nieco silniejsza, odporna na pewne sprawy- wyjaśniła, uśmiechając się do nich delikatnie.
-Ale…
-Poradzę sobie, Zayn. Nie musicie się martwić- powiedziała, patrząc na nich uważnie.
-Jesteś pewna?- Liam położył jej dłoń na ramieniu.
-Na tysiąc procent- kąciki jej ust powędrowały do góry. -Błagam, zmieńcie te grobowe miny. Za kilka dni występujecie na Madison Square Garden. To ogromny powód do radości.
Chłopcy momentalnie się rozpogodzili, ale w dalszej rozmowie przeszkodziły im donośne krzyki, dobiegające z dołu i głośny błysk fleszy, który było słychać aż tutaj. Lo szybko podeszła do okna i wyjrzała na zewnątrz. Wśród tłumu paparazzi dostrzegła szczupłą blondynkę, która ściskała za rękę wysokiego bruneta z kręconymi włosami.
-Czy to Taylor Swift?- spytała zszokowana, obracając się do chłopaków. -I Harry? Taylor i Harry?! Są razem? Przecież on… Jeszcze tydzień temu widziałam go z inną. Nie przeszkadza jej to?
-To trochę skomplikowane- odparł szybko Liam, patrząc porozumiewawczo na resztę.
-Dziwne- powiedziała Lo i wróciła na poprzednie miejsce. -To jakie macie plany na dzisiaj?
-Zaraz mamy próbę- jęknął zrezygnowany Lou. -Jutro kolejną, a potem następna. Liam, co robimy w sobotę?
-Mamy próbę- odparł Payne, wzruszając ramionami.
-Co za niespodzianka!- wykrzyknął Louis z przesadną radością.
-Jęczysz jak baba- westchnął Li, a blondynka rzuciła mu oburzone spojrzenie.
-Chciałem trochę poużywać z tego pięknego miejsca, a cały czas muszę siedzieć w hali.
-Jeszcze będziesz miał okazję- uspokoił go Zayn.
-Dobra, będziemy się zbierać- Liam spojrzał na zegarek, a chłopcy wstali z miejsc.
-Właśnie, Lo- Louis obrócił się jeszcze w jej stronę. -Eleanor jest tu pierwszy raz i za bardzo nie wie gdzie co jest, a ja nie dam rady jej pokazać. Zabrałabyś ją gdzieś?
-Jasne- uśmiechnęła się, przystając na jego prośbę.
Przekroczyli próg, a Malik ponownie spojrzał na nią zmartwiony.
-Wszystko ze mną w porządku, Zayn- przewróciła oczami. -Idź już.
Wypchnęła go na korytarz i w końcu zajęła się wypakowywaniem walizki.
-Jeszcze będziesz miał okazję- uspokoił go Zayn.
-Dobra, będziemy się zbierać- Liam spojrzał na zegarek, a chłopcy wstali z miejsc.
-Właśnie, Lo- Louis obrócił się jeszcze w jej stronę. -Eleanor jest tu pierwszy raz i za bardzo nie wie gdzie co jest, a ja nie dam rady jej pokazać. Zabrałabyś ją gdzieś?
-Jasne- uśmiechnęła się, przystając na jego prośbę.
Przekroczyli próg, a Malik ponownie spojrzał na nią zmartwiony.
-Wszystko ze mną w porządku, Zayn- przewróciła oczami. -Idź już.
Wypchnęła go na korytarz i w końcu zajęła się wypakowywaniem walizki.
~*~
Louis faktycznie nie żartował z tym nadmiarem prób. Prawie każdą wolną chwile spędzali w gmachu Madison Square Garden, a Lo widywała ich tylko na posiłkach. A gdy nie ćwiczyli spędzali wolny czas na odpoczynku, lub załatwiali masę innych spraw związanych z zespołem. Była więc zmuszona zorganizować sobie jakoś czas, bo siedzenie w hotelowym pokoju, będąc w takim miejscu jak Nowy Jork w ogóle nie wchodziło w grę. Zabrała więc El i pokazała jej miasto od jego najlepszej strony. Zwiedzały tak dużo, że po całodniowych wycieczkach odpadały im nogi, ale nie żałowały żadnej chwili. Serce Manhattanu biło własnym rytmem, a nad budynkami unosiła się ta cudowna otoczka oryginalności i odrobina wyjątkowej magii. Lo była oczarowana tym miejscem, każdym jego najmniejszym elementem. Po kilku dniach dołączyli do nich niektórzy z członków rodzin chłopców i spokojnie można powiedzieć, że wzięli Nowy Jork szturmem. Odwiedzali najlepsze restauracje, stare bary, urocze kawiarnie, centra rozrywki, ogromne galerie handlowe. Spędzili naprawdę niesamowity czas.
Siedziały właśnie w jednym z nowojorskich Starbucksów, odpoczywając po długich zakupach, a masa kolorowych toreb spoczywała u ich stóp. Lo przed chwilą odebrała swoje zamówienia i rozkoszowała się słodkim smakiem ulubionej kawy. Eleanor, z pozoru wyglądająca na cichą, nieśmiałą i zamkniętą dla nieznajomych okazała się niezwykle radosną, głośną, przepełnioną optymizmem osobą. Była prawie taka jak Louis.
-Nie chce być wścibska- odezwała się brunetka, kładąc na stoliku pomarańczowy kubek. -ale czy ty i Zayn…, czy wy…, macie się ku sobie?
-Nie- zaśmiała się dźwięcznie. -Tylko się kumplujemy.
Nie miała pojęcia jak właściwie określić relacje, które ich łączyły. Przyjaźń to za duże słowo. Zdecydowanie nie bawiła się w coś takiego jak związki. Lubiła go, uwielbiała spędzać z nim czas, czuła się dobrze w jego towarzystwie. Zayn był kimś wyjątkowym, doskonale potrafił poprawić jej humor, był wybornym słuchaczem i idealnym partnerem do jej głupich pomysłów. Dlatego chciała utrzymać tą znajomość, pragnęła, by trwała ona jak najdłużej i przerodziła się w coś trwalszego. Mogli jeszcze tego nie wiedzieć, ale niesamowicie potrzebowali siebie nawzajem.
Nie miała pojęcia jak właściwie określić relacje, które ich łączyły. Przyjaźń to za duże słowo. Zdecydowanie nie bawiła się w coś takiego jak związki. Lubiła go, uwielbiała spędzać z nim czas, czuła się dobrze w jego towarzystwie. Zayn był kimś wyjątkowym, doskonale potrafił poprawić jej humor, był wybornym słuchaczem i idealnym partnerem do jej głupich pomysłów. Dlatego chciała utrzymać tą znajomość, pragnęła, by trwała ona jak najdłużej i przerodziła się w coś trwalszego. Mogli jeszcze tego nie wiedzieć, ale niesamowicie potrzebowali siebie nawzajem.
-A pozostali?- dziewczyna upiła łyk swojej kawy i spojrzała na Lo. -Wiesz, oni gadają o tobie jak nakręceni. Musieli naprawdę mocno cie polubić.
Blondynka uśmiechnęła się szeroko, musząc przyznać, że słowa El niezwykle ją ucieszyły.
-Oprócz Harry'ego- westchnęła. -Chyba nie darzy mnie zbyt wielką sympatią.
-Nie przejmuj się nim. Ostatnio ma problem sam ze sobą- brunetka wzruszyła ramionami.
-Czy on zawsze taki był, no wiesz… Czy zawsze zachowywał się jak totalny dupek?
-Nie. Znałam go jeszcze zanim dołączył do zespołu. Był kochanym, uroczym chłopcem z masą marzeń i wielkim sercem.
-Więc co się z nim stało?- spytała, przysuwając się bliżej.
Spojrzała za okno, gdzie kilka fanek przyciskało nosy do szyby, robiąc im zdjęcia, a Preston próbował je odgonić.
-To trwa od pół roku. Nie znam szczegółów, ale chyba poszło o dziewczynę. Wydaje mi się, że te lekceważące zachowania Harry'ego, to taka skorupa ochronna. Wiesz, żeby się nie załamać- wyjaśniła Eleanor, jednocześnie stukając coś na ekranie telefonu.
-Czyli jednak ma serce?- Lo prychnęła pod nosem i spojrzała na nią z zaskoczeniem.
-Chociaż na to nie wygląda, to zapewniam cię, że ma. I to ogromne. Tylko schował je bardzo głęboko i chyba potrzebuje kogoś, kto na nowo nauczy go z niego korzystać.
~*~
3 grudnia przyszedł niespodziewanie szybko. Lo siedziała w swoim pokoju, gotowa do wyjścia. Miała pojechać z chłopakami wcześniej, by załapać się na próbę dźwiękową, a Niall obiecał jej pokazać jak to wszystko wygląda "od kuchni". Miejsce, gdzie się przebiorą, gdzie Lou ułoży im włosy, gdzie będą jedli, skąd wjadą na scenę. Miała być tam razem z nimi, co ogromnie ją ekscytowało.
Zamknęła wszystkie pliki w komputerze i już miała go wyłączać, gdy nagle usłyszała charakterystyczny dźwięk przychodzącego pochodzenia. Nakierowała myszką na zielony przycisk, a przygnębiona twarz jej siostry rozbłysła na ekranie.
-Hej, Liz- powitała ją, przesadnie słodkim głosem. -Coś się stało? Nie wyglądasz najlepiej.
-Hej, Liz- powitała ją, przesadnie słodkim głosem. -Coś się stało? Nie wyglądasz najlepiej.
-Nienawidzę cię- rzuciła przez zęby, a Lo uświadomiła sobie, że mała wcale nie była smutna, a najzwyczajniej w świecie wściekła. I to porządnie.
-Za co tym razem?- starsza z sióstr Shearer przewróciła oczami i jeszcze raz sprawdziła, czy aby na pewno wszystko wzięła.
-Wyobraź sobie, że wchodzę na jedną ze stron plotkarskich i widzę masę zdjęć jakiejś blondynki, która przyleciała z One Direction do Nowego Jorku. Ta dziewczyna jest bardzo podobna do ciebie- powiedziała, już nieco spokojniej. -Błagam, powiedz, że to nie byłaś ty. Że nie siedzisz tam teraz z nimi.
Lo wzięła do ręki laptopa i przeniosła go bliżej okna. Odsłoniła rolety i skierowała kamerę na Statuę Wolności, którą było widać gdzieś w oddali. Potem wyszczerzyła się głupio do ekranu, patrząc jak Lizzie gotuje się ze złości.
-Matko, jak ja cię nienawidzę- rzuciła ponownie i chyba mocno w coś uderzyła, bo Lo usłyszała niesamowity huk. -Idziesz na koncert?
-Taaak- odpowiedziała przeciągle. Uwielbiała się z nią drażnić. -Nie martw się, zrobię ci zdjęcia, a może nawet nakręcę filmik.
-To niesprawiedliwie- Liz zrobiła się czerwona na twarzy, po czym wybuchła niepohamowanym płaczem. -Nawet nie znasz ich piosenek, nic o nich nie wiesz. To ja jestem Directioner, ja powinnam tam być nie ty. Dlaczego mnie nie zabrałaś ze sobą? To dla mnie ogromnie ważne. Chce umrzeć.
-Spokojnie mała- Lo spojrzała na smutną twarz siostry i aż ścisnęło ją w sercu. Nie powinna być dla niej aż tak chamska. -Zabiorę cie na następny koncert, załatwię autografy, spotkanie z chłopcami. Co tylko zechcesz- nie wiedziała czy to faktycznie się uda, ale musiała ją jakoś uspokoić.
-Obiecujesz?- Liz otarła łzy z rozgrzanych policzków i spojrzała na nią z nadzieją.
-Jasne- odparła szybko.
-Zrób dużo zdjęć, dobra?- zaleciła, a blondynka twierdząco pokiwała głową.
Drzwi pokoju otworzyły się i do środka wszedł lekko podenerwowany Zayn.
-Lo, musimy się zbierać- rzucił, a gdy tylko Liz usłyszała jego głos, jej oczy momentalnie się powiększyły.
Blondynka rzuciła mu nikły uśmiech, szepnęła krótkie "uwaga", chłopak spojrzał na nią zdezorientowany, a już po chwili cały pokój wypełnił podekscytowany pisk. Lo przyciągnęła go przed ekran, a gdy tylko trzynastolatka zobaczyła jego twarz, chyba przestała oddychać.
-Um, cześć Lizzie- rzucił Zayn, drapiąc się w tył głowy.
-Aaaaaaa!- wykrzyknęła głośno. -O matko. To Zayn Malik. To prawdziwy Zayn Malik. I do tego zna moje imię. O matko. Kocham cię.
Bredziła bez sensu, a chłopak śmiał się tylko, widząc jej ogromne podekscytowanie.
-Wyluzuj, mała- uspokoiła ją Lo. -Idziemy już.
Dziewczynka tylko pokiwała głową, a słowa siostry chyba nie do końca do niej dotarły. Zayn pomachał jej na pożegnanie i stanął w drzwiach. Lizzie przybliżyła się nieco.
-Wziął mnie za totalną idiotkę, prawda?- szepnęła, tak by Malik niczego nie usłyszał.
-Sama sobie odpowiedz na to pytanie- powiedziała Lo i jeszcze raz się zaśmiała, przypominając sobie rekcje siostry. -Pa, Liz.
Nie czekając na jej odpowiedź szybko zamknęła komputer i odłożyła go na stolik. Wzięła potrzebne rzeczy, zatrzasnęła drzwi i wyszła na korytarz, gdzie czekał już na nią szatyn.
-Zayn- zawołała, a on odwrócił się w jej stronę, będąc wciąż rozbawiony poprzednią sytuacją. -Zdecydowałeś już?- spytała, a on zaprzeczył. -Jeśli to ma być ostatni występ w twoim życiu, to daj z siebie wszystko. I pamiętaj, jestem tuż obok.
Chłopak nic nie odpowiedział, tylko przyciągnął ją do siebie i mocno przytulił, szepcząc we włosy ciche "dziękuje". Potem objął ją ramieniem i w milczeniu weszli do windy, by zaraz potem odjechać pod ogromny gmach najsłynniejszej areny świata.
~*~
Tutaj, w środku Madison Square Garden wydawało się jeszcze większe. Arena, spowita teraz ciemnością, wypełniona była tysiącami fanów, których marzenia spełniały się właśnie w tej chwili. Całą niesamowitą atmosferę tego miejsca czuło się na własnej skórze. Lo, razem z Eleanor i Taylor, którą otaczało kilkoro ochroniarzy stały tuż po sceną, w specjalnie wyznaczonym i ogrodzonym miejscu. Bliscy chłopców mieli własny sektor, gdzieś po lewej stronie. Przed chwilą skończył się występ Ed'a Sheeran'a, na którym, razem z El śpiewały jego piosenki. Teraz niecierpliwie czekały na główne wydarzenie koncertu. Lo czuła to całe podekscytowanie- serce biło jej tak szybko, jakby zaraz miało wyskoczyć z piersi, a przez jej ciało co jakiś czas przelewała się fala dreszczy. Była pełna pozytywnych emocji.
Nagle scenę spowiły niebieskie światła, powodując, że cała hala momentalnie się rozjaśniła. Głośne piski przybrały na sile, ale były one niezwykle przyjemne. Lo spojrzała na Eleanor, która twierdząco pokiwała głową, a po chwili krzyczały razem z tłumem, doskonale się przy tym bawiąc. Logo zespołu pojawiło się na wielkim ekranie, a zaraz potem został wyświetlony krótki filmik. Lampki wokół sceny zaczęły migotać jak szalone, a po chwili zaczęło się wielkie odliczanie. Blondynka myślała, że zaraz eksploduje z nadmiaru emocji. Gęsty dym wypełnił arenę, dzięki czemu wyglądała jeszcze niezwykłej. Fanki głośno skandowały kolejne cyfry, a gdy doszły do jedynki scena pojaśniała niebieskim światłem. Dym zaczął tryskać z sufitu i z podłogi, dając naprawdę oszałamiający efekt. Zachwycona całą oprawą, nawet nie zauważyła kiedy chłopcy pojawili się na scenie. Musieli na nią wjechać, tak jak przed koncertem pokazywał jej Niall. Byli tak blisko, że gdyby trochę bardziej wyciągnęła rękę, spokojnie mogłaby ich dotknąć. Całą aule ponownie wypełniły radosne piski, a Liam zaśpiewał pierwsze wersy "Up all night".
Musiała przyznać, że pierwszy raz spotkała się z tym, że artyści śpiewają lepiej na żywo niż na płycie. Byli absolutnie genialni. Chyba wzięli sobie do serca jej rade, gdy przed koncertem mówiła im, żeby niepotrzebnie się nie przyjmowali, tylko cieszyli chwilą, bo dali z siebie wszystko. Brzmieli tak dobrze, że aż ciężko to opisać. Byli przy tym doskonale zgrani i idealnie się uzupełniali. Widać było, że sprawia im to wiele radości. Wszystkim bez wyjątku. Śmiali się, skakali, tańczyli, wygłupiali. Istne szaleństwo. Potrafili oczarować wszystkich zgromadzonych w środku, co było naprawdę niesamowite. Lo cały czas obserwowała Zayn'a, który wyglądał, jakby sprawiało mu to niesamowitą frajdę, jakby wcale nie myślał o odejściu. Przechodził samego siebie, angażował się w każdy wyśpiewany wers, a gdy wyciągał wysokie dźwięki, miała ochotę zbierać szczękę z podłogi. Jednocześnie chciała wbiec na scenę i błagać go, żeby został. Ten chłopak ze swoim anielskim głosem idealnie pasował do tego zespołu.
Lo bawiła się naprawdę świetnie. Skakała w rytm muzyki, śpiewała razem z nimi, głośno krzyczała, machała do nich zawzięcie, a oni uśmiechali się radośnie. Gdy podczas "One thing" fanki odśpiewały całą solówkę Liam'a zaparło jej dech w piersiach. A gdy w trakcie "Little things" aula pogrążyła się ciemnościach, a pomieszczenie rozświetliło tysiące światełek miała łzy w oczach. Podczas wysokich dźwięków w "Moments" ugięły się pod nią kolana. Harry, pomimo tego, że był niesamowitym dupkiem miał naprawdę niezwykły głos, którym była całkowicie oczarowana. Mogła ich słuchać bez końca, patrzyć na ich szczerą radość, cieszyć się razem z nimi. Była z nich niewyobrażalnie dumna. Nie chciała by ten wieczór się kończył, ale Liam właśnie zaczynał ostatnią piosenkę.
Pierwsze co uderzyło Zayn'a po wjechaniu na scenę to wielkość tego miejsca. Mieli tu naprawdę sporo prób, ale dopiero teraz, z tysiącami ludzi arena wyglądała tak oszałamiająco. Nie mógł uwierzyć, że tyle fanów przyszło ich oglądać. Tych pięciu chłopców, którzy jeszcze niedawno śpiewało na skromnych deskach X Factora, teraz podbijało cały świat. Czuł tak wielkie podekscytowanie, jak wtedy, gdy pierwszy raz występował na żywo. Serce waliło mu jak oszalałe, a uśmiech sam pojawiał się na twarzy, za każdym razem, gdy usłyszał w tłumie swoje imię. Skakał, śmiał się, cieszył się tym wszystkim, był w swoim żywiole. Robił to, co tak naprawdę kochał, o czym od dawna marzył. A gdy pomyślał, że miałby to być jego ostatni raz, że miałby to wszystko zostawić, zachciało mu się płakać. Patrzył na fanów, którym sprawiał ogromną radość, na chłopców, z których emanowało tak ogromne szczęście, na Lo, która machała do niego zawzięcie. Śpiewał z takim uczuciem, idealnie wyciągając każdy wers, rozkoszując się najmniejszym dźwiękiem. Czuł się naprawdę niesamowicie jakby miał cały świat u swych stóp.
-Proszę państwa, po raz ostatni, Zaaaayn Maaaalik!- wykrzyknął Harry, podczas końcowej piosenki. Dla fanów oznaczało to "po raz ostatni" tego wieczoru, ale Zayn i pozostali chłopcy wiedzieli, że chodzi o coś więcej.
Zaczął śpiewać swoją partię, wkładając w to całe serce. Gdy "What makes you beautiful" dobiegło końca Harry ponownie chwycił mikrofon.
-Zanim zejdziemy, Zayn ma wam jeszcze coś ważnego do powiedzenia- wskazał dłonią na przyjaciela.
Chłopcy zamarli, Niall spuścił wzrok i wyglądał, jakby miał się zaraz rozpłakać, Lo wstrzymała powietrze i modliła się w duchu, by jednak zmienił zdanie. Zayn spojrzał na wiwatujących fanów, na swoich najlepszych przyjaciół, na przygnębioną blondynkę i zmartwionych rodziców. Przypomniał sobie wszystkie wady i zalety sławy, które sam wypisał. W pamięci odtworzył obraz przesłuchań, każdego koncertu i nagrania. To uczucie, które wtedy czuł było najlepsze, jakiego kiedykolwiek doświadczył. Miał ogłosić jutrzejszą konferencję prasową. Ale nie mógł tego zrobić.
-Raz jeszcze, ogromne podziękowania dla was wszystkich. To dzięki wam tu jesteśmy, dzięki waszemu wsparciu osiągnęliśmy tak wiele. Jesteście najlepszymi fanami na świecie. Kochamy was!
Kolorowe konfetti spadło z góry, a kilkanaście piłek wtoczyło się na scenę. Chłopcy spojrzeli na niego z niedowierzaniem, jakby nie do końca wierzyli w to, co przed chwilą usłyszeli. Lo odetchnęła z ulgą, przetarła twarz, a w środku czuła taką radość, że gdyby nie ochroniarze, to pewnie wskoczyłaby na scenę i rzuciła się na szatyna. Słowa Zayn'a nie mówiły wprost, że zostaje, ale pozwoliły im nadal mieć nadzieję. Malik uśmiechnął się do nich i przyciągnął ich wszystkich do siebie, czując się wyjątkowo szczęśliwym. Chłopcy utonęli w uścisku, a Niall trzepnął go w głowę. Sława miała swoje złe strony, ale gdy był na scenie czuł, że naprawdę jest sobą.
~*~
Za to, że tak długo musiałyście czekać, oddaje w Wasze ręce długi rozdział z mnóstwem obrazeczków. Nie wiem czy mi to wyszło, jakoś nie miałam pomysłu na tą część. Jednocześnie nie chciałam opisywać całego pobytu w Stanach zbytnio szczegółowo, bo gdybym to zrobiła, to w 20 rozdziale nadal byłby grudzień.
Przepraszam za wszystkie błędy i powtórzenia, ale nawet nie ma czasu przeczytać tego jeszcze raz, więc gdyby coś się pojawiło, to poprawie to jutro.
Dobiłam do 10 tysięcy wyświetleń, za co dziękuje Wam z całego serca. Kiedy zakładałam tego bloga nie sądziłam, że chociaż jedna osoba (oprócz mojej siostry i przyjaciółki) zechce go czytać. Nie wiem ile Was jest, ale dziękuje każdej z osobna, bo dajecie mi ogromną energię i sprawiacie, że szczerze się jak głupia do komputera. A niektóre komentarze powodują nawet, że mam łzy w oczach ;)
Jeśli macie jakieś pytania, to zapraszam na Ask'a [KLIK]. A jeśli chcecie być informowani o nowych rozdziałach na Twitterze, to wpisujcie swoje nicki pod zakładką KONTAKT.
Ważna sprawa- czy któraś z Was ma kogoś z rodziny/znajomych, kto studiuje/już skończył Dziennikarstwo i komunikacje społeczną na UJ? Byłabym wdzięczna za jakiekolwiek opinie.
Lece do pracy, a jak wrócę to chcę przeczytać masę pięknych komentarzy ;p Na pewno dacię radę. Do następnego ;**